Rewolucja kubańska: Wolni albo martwi

W grudniu 1956 r. Fidel Castro i jego współtowarzysze przybyli na Kubę na pokładzie jachtu „Granma”. Z zasadzki przygotowanej przez siły rządowe ocalało tylko 21 uczestników rejsu. To oni wywołali rewolucję, która całkowicie odmieniła Kubę. Niestety, nie była to zmiana na lepsze.

Aktualizacja: 09.10.2017 06:58 Publikacja: 09.10.2017 00:01

Rewolucjoniści wkraczają do Hawany (styczeń 1959 r.)

Rewolucjoniści wkraczają do Hawany (styczeń 1959 r.)

Foto: afp

9 października 1967 roku w La Higuera w Boliwii został zastrzelony schwytany poprzedniego dnia przez żołnierzy argentyński rewolucjonista Ernesto „Che” Guevara. W rocznicę tego wydarzenia przypominamy tekst z 28 września 2017 roku.

Siódmego dnia wyprawy załoga „Granmy” ma już serdecznie dość. Wszystkiego i wszystkich – rozpadającego się jachtu, wzburzonego morza, rewolucji i siebie nawzajem. Większość kubańskich rewolucjonistów in spe szczerze zazdrości tym, którzy nie zmieścili się na statek w małym meksykańskim porcie Pozo Rico nieopodal Tuxpan 25 listopada o wpół do drugiej nad ranem. Wówczas jednak sytuacja jest zgoła inna. To 50 guerilleros, którzy zostali na brzegu, tęsknie spogląda na znikający w ciemnościach karaibskiej nocy jacht, a po wodach Zatoki Meksykańskiej niosą się słowa kubańskiego hymnu narodowego. Ta nieco pompatyczna i podniosła atmosfera nie trwa długo, bo już następnego dnia zrywa się sztorm, który nie odpuszcza przez kolejne dni, jak gdyby natura sprzymierzyła się z reżimem Batisty i postanowiła zdławić rewolucję w zarodku.

Uczestnicy rejsu cały czas walczą z chorobą morską albo łatają statek i podejmują heroiczne próby utrzymania go na wodzie. Jego nazwa („granma” znaczy babcia) nie jest przypadkowa, jacht jest stary i lata świetności ma dawno za sobą. Z każdą godziną podróży łajba wygląda coraz gorzej i wszystko wskazuje na to, że zatonie, zanim dopłynie do celu. Po drodze psuje się jeden z silników, a po pięciu dniach kończą się zapasy żywności i wody. Na dodatek „Granma” jest znacznie przeciążona. Jacht ma 21 metrów długości, 5 metrów szerokości i napęd w postaci dwóch sześciocylindrowych silników wysokoprężnych o mocy 250 KM. Teoretycznie może pomieścić 20-osobową załogę wraz z małym bagażem, tymczasem przywódcy Ruchu 26 Lipca (zwanego w skrócie M-26), z Fidelem Castro na czele, upakowali na nim 82 ludzi oraz zapasy żywności, broni i amunicji. „Babcia” ma jednak niewiarygodną wolę życia. Smagana wichrem, nieustannie zalewana wzburzonymi falami, przy akompaniamencie ryku dławiących się wodą silników w jakiś cudowny sposób wciąż płynie w stronę kubańskiego wybrzeża.

Początkowo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że pierwszy rozdział kubańskiej rewolucji będzie zarazem jej rozdziałem ostatnim. Jednak Fidel Castro i jego współtowarzysze mają niewiarygodne szczęście. W końcu udręczona „Babcia” wyrzuca ich na brzeg Kuby. Castro zdaje sobie sprawę, że są mocno spóźnieni. Pierwotny plan był bowiem taki: 82 uzbrojonych ludzi z „Granmy” ląduje w nocy 30 listopada 1956 r. w pobliżu miejscowości Niquero w prowincji Oriente na południu Kuby. Tam ma ich oczekiwać chłopski rewolucjonista Crescencio Perez z setką ludzi i podwodami. Kolejny cel to miasto Manzanillo i miejscowy garnizon, gdzie rewolucjoniści spodziewają się zdobyć broń i amunicję. Cała akcja ma być skoordynowana z powstaniem zbrojnym, które w Santiago de Cuba i kilku innych miejscowościach prowincji Oriente mają wywołać zwolennicy M-26 dowodzeni przez Franka Paísa i Pepito Teya.

Tylko ostatni punkt tego planu zostanie zrealizowany. 30 listopada powstańcy atakują rządowe garnizony, odnosząc ograniczone sukcesy. Następnie okopują się na swoich pozycjach i czekają na posiłki, które ma przyprowadzić Castro. Ten jednak się spóźnia. Kiedy w nocy z 1 na 2 grudnia po przebyciu 1235 mil morskich zmaltretowana „Granma” utyka na mieliźnie u wybrzeży Kuby, powstanie już dogorywa. Giną jego przywódcy, jedynie Frankowi Paísowi udaje się uciec.

Jacht transportujący rewolucjonistów Castro mocno zbacza z pierwotnie obranego kursu i zatrzymuje się w miejscu, które leży niecałe 2 km od Niquero, w pobliżu plaży Los Colorados. Prawdopodobnie na całej Kubie nie ma fragmentu wybrzeża, który mniej nadawałby się na przeprowadzenie desantu kilkudziesięcioosobowej zbrojnej grupy. Teren jest bagnisty i porośnięty namorzynami, które skutecznie utrudniają dostęp do stałego lądu oraz transport ekwipunku i broni. Dodatkowo „Babcia” szybko zostaje wypatrzona przez okręt patrolowy wojsk Batisty, który rozpoczyna ostrzał. Jego pojawienie się nie jest zresztą dziełem przypadku. Wywiad kubańskiego dyktatora świetnie się orientuje w planach rewolucjonistów z M-26. Sam Fidel Castro w wywiadzie udzielonym dwa tygodnie wcześniej jednej z meksykańskich gazet otwarcie deklaruje, że wkrótce zamierza dokonać zbrojnego desantu na Kubę. Zwracając się do Batisty, oświadcza: „Stanowczo potwierdzamy nasze przyrzeczenie na rok 1956: albo będziemy wolni, albo martwi”. Batista ma także swoich agentów w M-26. Na dodatek dwie przebywające w Meksyku siostry Castro 30 listopada udzielają wywiadu (zresztą zgodnie z życzeniem brata), w którym informują, że „Granma” wysadziła na Kubie desant. W rzeczywistości jacht znajduje się wtedy jeszcze daleko od wyspy. Marynarka kubańska ma więc czas, aby przygotować się na jego przyjęcie.

Wycieńczona rejsem załoga jachtu, przedzierając się przez bagna i namorzyny, ostrzeliwana z patrolowca, wynosi z „Granmy” tylko niewielką część ładunku i broni. Na domiar złego nad ranem nadlatują samoloty i bombardują miejsce desantu. „To nie było lądowanie, to była katastrofa” – stwierdzi później Juan Manuel Marquez, zastępca Fidela Castro. Początek wyprawy i rewolucji jest więc pechowy, ale następne dni będą jeszcze gorsze.

Dni dyktatury są policzone

Powstańcy muszą się jak najszybciej wycofać w głąb lądu, bo na wybrzeżu są zbyt łatwym celem dla lotnictwa. W ich stronę rusza blisko tysiąc żołnierzy z garnizonów z Niquero i Manzanillo. Ponieważ rewolucjoniści nie wiedzą, gdzie się znajdują, kierują się na wschód, w stronę majaczących w oddali gór Sierra Maestra. Starają się zachować wszelkie środki ostrożności. Maszerują nocą, a odpoczywają w dzień. 5 grudnia oddział zatrzymuje się na plantacji trzciny cukrowej w pobliżu miejscowości Alegria del Pio. Właściciel plantacji donosi jednak o tym policji. O godz. 16 zaskoczonych powstańców atakuje batalion wojsk rządowych, a wkrótce ich pozycje bombardują samoloty. 82-osobowy oddział topnieje do 21 ludzi, ale wśród ocalałych z pogromu są wszyscy przywódcy ruchu, którzy niebawem staną się zdolnymi partyzantami: Fidel Castro, jego brat Raul, Ernesto Che Guevara i Camilo Cienfuegos.

Początkowo nawet ta nieliczna grupa działa w rozproszeniu. Che Guevara zostaje ciężko ranny w szyję, a Castro, jego ochroniarz Universo Sanchez i lekarz Faustino Perez przez pięć dni ukrywają się na polu trzcinowym. „Nie wierzyłem już, że z Sierra Maestra uda nam się ujść z życiem” – napisze po latach Sanchez. Dopiero 16 grudnia trójka partyzantów dociera do umówionego miejsca spotkania – posiadłości należącej do ich łącznika na Kubie Ramona Pereza, położonej w trudno dostępnym rejonie zachodnich zboczy Sierra Maestra. Gdy po dwóch dniach pojawia się tam Raul Castro z kolejnymi czterema ludźmi, Fidel nie może się powstrzymać przed wygłoszeniem krótkiej mowy propagandowej. „Teraz wygramy wojnę. Walka może się zaczynać. (…) Dni dyktatury są policzone” – stwierdza w pewnej chwili, wywołując wśród zabiedzonych i rannych partyzantów gorzki śmiech. Nikomu ze słuchaczy nie przechodzi przez myśl, że ich przywódca może mieć rację. Nieudany desant „Granmy” i desperacka ucieczka niedobitków oddziału w góry przypominają im bowiem falstart rewolucji, jakim był atak na koszary Moncada przed trzema laty.

Historia mnie uniewinni

Obie próby wzniecenia zbrojnego buntu przeciwko znienawidzonemu przez zwykłych Kubańczyków dyktatorowi Fulgencio Batiście, który rządzi wyspą z krótkimi przerwami od 1933 r., organizuje prawnik z Hawany Fidel Castro. Od początku jego wiernym towarzyszem walki jest brat Raul. Bracia pochodzą z rodziny zamożnego właściciela plantacji trzciny cukrowej Angela Castro. Fidel od początku ma krnąbrną naturę. Jako 13-latek podejmuje próbę wzniecenia buntu na rodzinnej plantacji Finca Manacas, podburzając robotników i namawiając ich do strajku przeciwko własnemu ojcu, który według niego źle traktuje pracowników. Prawdziwą działalność polityczną rozpoczyna podczas studiów prawniczych. To zarazem jego pierwsza szkoła bojowa, bo rywalizujące ze sobą organizacje studenckie, w większości o charakterze lewicowym, stosują iście gangsterskie metody walki. Kiedy w 1950 r. Fidel otrzymuje dyplom magistra prawa, postanawia założyć kancelarię prawniczą obsługującą ubogich klientów. Ta idealistyczna działalność nie przynosi prawie żadnych profitów, a Fidel wiąże koniec z końcem dzięki pomocy ojca i pieniądzom swojej żony, która pochodzi z zamożnej rodziny mającej koneksje z politykami związanymi z Batistą.

W latach 50. XX wieku statystyki pokazują, że Kuba należy do najzamożniejszych krajów regionu. Gospodarka opiera się na uprawie, przetwórstwie i eksporcie trzciny cukrowej oraz na turystyce. Tak naprawdę na wyspie istnieją obok siebie dwie Kuby. Większość społeczeństwa żyje w biedzie, szybko bogacą się zaś ci, którzy są związani z reżimem Fulgencio Batisty i sektorem kontrolowanym przez kapitał zagraniczny, przede wszystkim amerykański. Dyktator ustanawia system autorytarny, opierający się na nepotyzmie, korupcji i bardzo bliskiej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. De facto w tamtym okresie Kuba jest amerykańską półkolonią. Batista wchodzi także w układ z największymi rodzinami mafijnymi z USA, które postanawiają przekształcić Kubę, a przede wszystkim Hawanę, w drugie Las Vegas. Wyspa staje się największym burdelem obu Ameryk. Pracuje tu 11,5 tys. prostytutek, a w samej Hawanie działa 270 domów publicznych. Mafiosi z Meyerem Lanskym na czele, obrotnym Żydem pochodzącym z Polski, inwestują przede wszystkim w kasyna, które wyrastają w Hawanie jak grzyby po deszczu. Kuba jest także bazą przemytników alkoholu i centrum dystrybucji narkotyków. Stolica kraju pławi się w luksusie, po ulicach jeździ więcej cadillaców per capita niż w jakimkolwiek innym mieście na świecie, a jednocześnie na przedmieściach powstają kolejne osiedla slumsów. Te podziały i kontrasty wywołują sprzeciw i bunty chłopów, związków zawodowych i lewicujących partii politycznych. Jednak Batista brutalnie i bezwzględnie tłumi wszystkie protesty.

Również Castro marzy o bardziej egalitarnym społeczeństwie i odzyskaniu przez Kubę pełnej suwerenności. Dlatego otwiera swoją specyficzną kancelarię i związuje się z domagającą się głębokich reform Kubańską Partią Ludową, z której ramienia startuje w wyborach parlamentarnych w 1952 r. Jego kariera polityczna szybko się jednak kończy – w 1952 r. Fulgencio Batista przeprowadza kolejny zamach stanu i przejmuję pełnię władzy. Początkowo Castro próbuje walczyć z dyktatorem w sądach, oskarżając go o złamanie konstytucji. Jak łatwo się domyślić, sądy odrzucają wszystkie jego pozwy. Wtedy ambitny, dumny i nieco zdesperowany Castro decyduje się podjąć walkę zbrojną. Samodzielnie opracowuje plan ataku na koszary Moncada w Santiago de Cuba, których zdobycie ma być sygnałem do wybuchu ogólnonarodowego powstania.

W koszarach stacjonuje około tysiąca żołnierzy, ale napastnicy liczą na efekt zaskoczenia, tym bardziej że w mieście trwa huczny karnawał. Akcja przeprowadzona 26 lipca 1953 r. potoczy się jednak pechowo. Połowa ze 165-osobowego oddziału rewolucjonistów gubi się w krętych uliczkach Santiago de Cuba i w ogóle nie bierze udziału w walce. Źle przygotowany atak na koszary szybko się załamuje. Rozproszonych i sfrustrowanych buntowników w kolejnych dniach wyłapują siły rządowe. Większość z nich ginie – zostaje rozstrzelana. Castro ma szczęście – odnajduje go oddział wojska dowodzony przez oficera, z którym studiował na jednej uczelni. Fidel staje przed sądem, broni się sam i na koniec wygłasza jedną ze swoich słynnych oracji, zakończoną słowami: „Skażcie mnie, to nic nie znaczy, historia mnie uniewinni”. Tezy zawarte w tej mowie obrończej staną się później politycznym manifestem rewolucji kubańskiej.

Castro zostaje skazany na 15 lat więzienia, ale wychodzi na wolność już po dwóch latach w wyniku ogłoszonej przez Batistę amnestii. Dyktator decyduje się na ten krok pod wpływem międzynarodowych nacisków, popełniając w ten sposób największy błąd w swoim życiu. Castro wyjeżdża do Meksyku, gdzie organizuje Ruch 26 Lipca, nazwany tak na pamiątkę ataku na koszary Moncada. Program ruchu, choć zakłada głębokie reformy społeczne i gospodarcze, daleki jest od komunistycznego radykalizmu. Jednak to właśnie w Meksyku Castro poznaje człowieka, który jest już wtedy wyznawcą stalinowskiej ideologii – młodego lekarza z Argentyny Ernesto Guevarę. Ten zwolennik permanentnej rewolucji szybko staje się jednym z przywódców ruchu i rewolucji kubańskiej. To on w sposób decydujący wpłynie na jej światopoglądowy profil. Przez prawie rok zwolennicy Castro spotykają się w tajemnicy na położonym wysoko w górach ranczu Róża we wsi Chalco, gdzie pod okiem Alberto Bayo, weterana wojny domowej w Hiszpanii, przechodzą szkolenie z zakresu walki partyzanckiej. We wrześniu 1956 r. Castro potajemnie przepływa graniczną Rio Grande, aby spotkać się w Teksasie z byłym prezydentem Kuby Carlosem Prío Socarrásem. Polityk ten, naiwnie licząc, że zwycięstwo rewolucji pomoże mu w odzyskaniu władzy, przekazuje Fidelowi 100 tys. dolarów. Dzięki temu Castro jest w stanie zakupić i wyekwipować jacht „Granma”. 21 listopada naciskane przez Batistę władze meksykańskie stawiają kubańskim rewolucjonistom ultimatum: spiskowcy muszą opuścić Meksyk w ciągu trzech dni. Członkowie M-26 w pośpiechu opuszczają kryjówki i okrętują się na „Granmie”.

Droga do Hawany

Na początku 1957 r. siły rewolucyjne obozujące w pobliżu Pico Turquino, najwyższego szczytu Sierra Maestra, liczą 29 żołnierzy (do ocalałych z grupy desantowej dołącza ośmiu miejscowych chłopów). Ich przeciwnik ma do dyspozycji kilkudziesięciotysięczną armię wyposażoną w artylerię, lotnictwo i marynarkę wojenną. Przewaga jest więc miażdżąca. Jest jednak między nimi istotna różnica – partyzanci są zdeterminowani, natomiast żołnierze rządowi zdemoralizowani. 17 stycznia rewolucjoniści przystępują do działań zaczepnych, atakując niewielki posterunek wojskowy w La Plata. Zdobycie placówki wpływa pozytywnie na morale rebeliantów, a dla ich zwolenników jest sygnałem, że żyją i nadal walczą (pewny swego Batista poinformował już Kubańczyków, że Castro i inni buntownicy zginęli). To wciąż jednak za mało, aby zmobilizować społeczeństwo do walki.

Rewolucjoniści decydują się wtedy na bardzo nowoczesny i skuteczny manewr propagandowy. Za pomocą swoich tajnych łączników dają znać hawańskiemu korespondentowi „New York Timesa” Herbertowi Matthewsowi, że Castro jest skłonny udzielić mu ekskluzywnego wywiadu. Matthews w tajemnicy przybywa do bazy partyzantów i przez kilka godzin rozmawia z ich przywódcą. Jego podkomendni w tym samym czasie urządzają dla dziennikarza propagandową szopkę. Dwu-, trzyosobowe grupki partyzantów cały czas przechodzą przez obóz. Słychać strzały, do dowódcy przybiegają zmęczeni bojownicy, składając meldunki z „frontów”, są też „niezależni” świadkowie – miejscowi chłopi, którzy opowiadają o tym, jak dobrze traktują ich partyzanci. Efektem wizyty jest cykl reportaży w amerykańskim dzienniku, bardzo przychylny dla Castro i jego bojowników. Znamienne są tytuły artykułów: „Z wizytą w kryjówce kubańskiego rebelianta – Castro wciąż żyje i wciąż walczy w górach”; „Siła rebeliantów wciąż rośnie na Kubie, ale Batista ma przewagę”; „Stary porządek na Kubie jest zagrożony przez siły wewnętrznej rewolty”. Te publikacje to prawdziwy cios dla kubańskiej dyktatury. Co gorsza, artykuły Matthewsa przedrukowują amerykańskie gazety na Kubie, które bez przeszkód rozchodzą się po całym kraju (dyktator boi się bowiem ocenzurować obcojęzyczną prasę).

Partyzanci szybko zaczynają zyskiwać popularność wśród Kubańczyków. Początkowo przyłączają się do nich przede wszystkim chłopi z prowincji Oriente, skuszeni tym, że na zajętych terenach Castro natychmiast przeprowadza reformę rolną. Siły partyzantów szybko rosną i 28 maja 1957 r. blisko 130-osobowy oddział odnosi pierwszy duży sukces militarny, zdobywając po krwawej walce obóz wojskowy Uverto. W połowie 1957 r. Castro dzieli swoje siły na trzy kolumny. Pierwszą dowodzi jego brat Raul, drugą Cienfuegos, a trzecią Che Guevara. Wszyscy okazują się zdolnymi dowódcami, w szczególności Cienfuegos i Che. Argentyńczyk staje się znany z tego, że swoich podkomendnych trzyma żelazną ręką, a wszelkie przejawy niesubordynacji surowo karze, nawet śmiercią. Dla tego „zawodowego rewolucjonisty” coraz częściej cel uświęca środki (podczas późniejszego kryzysu kubańskiego zasłynie z oświadczenia, że dla wywołania ogólnoświatowej rewolucji byłby skłonny poświęcić Kubę w wojnie atomowej).

Poza partyzantką Ruch 26 Lipca rozbudowuje swoje konspiracyjne struktury w kubańskich miastach. Ich wpływ na Kubańczyków jest jednak ograniczony, co dobitnie pokazuje zupełnie nieudany strajk generalny wyznaczony przez Castro na 9 kwietnia 1958 r. Batista postanawia wykorzystać chwilowe osłabienie powstańców i 28 czerwca rozpoczyna w prowincji Oriente wielką ofensywę pod kryptonimem „Verano”, która ma na celu ostateczne zdławienie rewolucji. Pozycje buntowników atakuje 12-tysięczna armia uzbrojona w najnowocześniejszy sprzęt dostarczony przez Amerykanów. To punkt zwrotny tej wojny. Pomimo dużych strat partyzanci nie dają się pokonać, a olbrzymie straty wśród ludności cywilnej, będące skutkiem użycia napalmu przez wojsko rządowe, sprawiają, że do ich szeregów zaczynają masowo napływać nowi rekruci. Castro, pomny nauk Alberto Bayo jeszcze z czasów szkolenia w Meksyku, nie podejmuje otwartej walki, ale stosuje taktykę partyzancką. Jego bojownicy wabią „rządowych” w zasadzki, podkładają śmiercionośne miny, swoją ruchliwością sprawiają wrażenie, że ich oddziały są liczniejsze niż w rzeczywistości. Wszystko to działa demoralizująco na młodych rekrutów z armii Batisty. Powstańcy stopniowo przejmują inicjatywę i w końcu przechodzą do kontrofensywy, w której wyniku opanowują prawie całe Oriente. W listopadzie siły Castro kontrolują już sporą cześć kluczowej ze względów strategicznych prowincji Las Villas oraz otaczają miasta Santa Clara i Santiago de Cuba.

Przed ostatecznym uderzeniem wojska rewolucyjne ponownie dzielą się na trzy części. Fidel Castro ma poprowadzić atak na Santiago de Cuba, Che na Santa Clara, a Camilo Cienfuegos ruszyć w kierunku Hawany z przeciwległego krańca wyspy – prowincji Pinar del Río. Walki są bardzo ciężkie, ale wszystkie bitwy kończą się sukcesem powstańców. 29 grudnia 1958 r. Guevara zdobywa miasto Santa Clara oraz składający się z 22 wagonów pociąg pancerny z ogromną ilością ciężkiej broni i artylerią. Ta zdobycz wydatnie pomaga mu w zajęciu pobliskiej Hawany. Do stolicy Kuby kolumny partyzanckie dowodzone przez Cienfuegosa i Che wkraczają 2 stycznia 1959 r. Dzień wcześniej Castro przyjmuje kapitulację koszar Moncada i zajmuje Santiago de Cuba.

Dla Kuby rozpoczyna się nowa epoka. Niestety, jak w wypadku niemal każdej rewolucji, piękne i wzniosłe hasła pozostają jedynie na sztandarach, a rządy kliki Castro szybko zaczynają się przekształcać w nową dyktaturę, która nabiera szczególnie złowrogiego charakteru, kiedy Fidel decyduje się przyjąć protekcję ZSRR i włączyć Kubę do grona państw komunistycznych. Na nieszczęście dla Kubańczyków system władzy ustanowiony przez Castro i jego współpracowników sześć dekad temu okazuje się na tyle trwały, że utrzymuje się mimo upadku systemu komunistycznego na świecie. I do dzisiaj niewoli i rujnuje tę piękną wyspę i jej mieszkańców.

9 października 1967 roku w La Higuera w Boliwii został zastrzelony schwytany poprzedniego dnia przez żołnierzy argentyński rewolucjonista Ernesto „Che” Guevara. W rocznicę tego wydarzenia przypominamy tekst z 28 września 2017 roku.

Siódmego dnia wyprawy załoga „Granmy” ma już serdecznie dość. Wszystkiego i wszystkich – rozpadającego się jachtu, wzburzonego morza, rewolucji i siebie nawzajem. Większość kubańskich rewolucjonistów in spe szczerze zazdrości tym, którzy nie zmieścili się na statek w małym meksykańskim porcie Pozo Rico nieopodal Tuxpan 25 listopada o wpół do drugiej nad ranem. Wówczas jednak sytuacja jest zgoła inna. To 50 guerilleros, którzy zostali na brzegu, tęsknie spogląda na znikający w ciemnościach karaibskiej nocy jacht, a po wodach Zatoki Meksykańskiej niosą się słowa kubańskiego hymnu narodowego. Ta nieco pompatyczna i podniosła atmosfera nie trwa długo, bo już następnego dnia zrywa się sztorm, który nie odpuszcza przez kolejne dni, jak gdyby natura sprzymierzyła się z reżimem Batisty i postanowiła zdławić rewolucję w zarodku.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie