Podobnie, jak w czasie przeszłych kryzysów gospodarczych, w USA rośnie poziom drobnych kradzieży w sklepach. To co może odróżniać obecny kryzys, to ich skala oraz to, co jest głównym przedmiotem kradzieży. Po 11 września odnotowano 16 proc. skok poziomu kradzieży w sklepach, a po krachu w 2008 roku 34 proc. Cząstkowe dane z sądów, zebrane przez National Association for Shoplifting Prevention wskazują na to, że obecny kryzys przynosi znacznie wyższy wzrost drobnych kradzieży.
Potwierdzają to dane takie jak te z Filadelfii, gdzie już w marcu policja odnotowała 60 procentowy skok, a wysoki poziom drobnych kradzieży w sklepach utrzymał się do lata, gdy zmniejszono obostrzenia. Obecnie znów widać wzrost.
Dane potwierdzają przedstawiciele firm ochroniarskich i właściciele sklepów. Wiele drobnych biznesów już teraz dotkniętych mocno przez kryzys widzi dodatkowe zagrożenie w kradzieżach. Wielu menedżerów sklepowych przestało już nawet zgłaszać kolejne przypadki kradzieży, bo zgłaszanie kolejnej drobnej kradzieży angażuje czas pracowników, którzy skupiają się teraz na pilnowaniu dystansowania społecznego i innych wymogów sanitarnych.
Z kolei przedstawiciele firm ochroniarskich wskazują na zmianę charakteru kradzieży w sklepach. W tej chwili ludzie kradną nie telewizory czy smartfony, a rzeczy takie, jak chleb, ryż, makaron, warzywa, mleko dla niemowląt czy podpaski, tampony i środki do dezynfekcji. Charakter tych kradzieży jasno wskazuje na to, że Amerykanie kradną z głodu i biedy. A problem z głodem w USA wyrósł w czasie spowodowanego pandemią kryzysu gospodarczego do poziomu dawno niewidzianego.
Z danych Census Bureau (amerykański odpowiednik GUS) wynika że w połowie listopada 26 milionów dorosłych Amerykanów (czyli 1 na 8!) nie miało wystarczająco dużo jedzenia, by zaspokoić swoje potrzeby.