Iluzoryczny wzrost dochodów

Jak szybko rosną dochody przeciętnego Polaka z pracy? Na pewno nie w tempie 8-proc. rok do roku jak w dużych firmach. Ale też nie stoją w miejscu.

Aktualizacja: 22.08.2017 07:01 Publikacja: 21.08.2017 20:07

Iluzoryczny wzrost dochodów

Foto: Bloomberg

Dochody gospodarstw domowych z pracy najemnej w I kwartale zwiększyły się w ujęciu realnym, czyli po korekcie o wpływ zmian cen, o zaledwie 0,3 proc. rok do roku – podał Narodowy Bank Polski w najnowszym raporcie o sytuacji finansowej gospodarstw domowych. To wynik najgorszy od IV kwartału 2013 r., gdy dochody Polaków z pracy malały. To kontrastuje z obrazem doskonałej koniunktury na rynku pracy wyłaniającym się z innych wskaźników.

U dużych jest dobrze

Sytuację na rynku pracy ekonomiści najczęściej postrzegają przez pryzmat danych, które GUS publikuje co miesiąc. To m.in. statystyki dotyczące zatrudnienia i przeciętnej płacy w przedsiębiorstwach. W tym sektorze fundusz płac (suma ogółu zatrudnionych) od stycznia rośnie średnio w tempie ponad 9 proc. rocznie, w porównaniu z 7 proc. w ub.r. Ze względu na to, że na przełomie roku – po ponad dwóch latach deflacji – do Polski wróciła inflacja, w ujęciu realnym wzrost funduszy płac w sektorze przedsiębiorstw jest nieco niższy. Przeciętnie wynosi w tym roku 7,4 proc. rok do roku, po 7,6 proc. w ub.r. W samym I kwartale br. tak liczone dochody z pracy zwiększyły się o 7 proc. rok do roku. To dynamika ponad 20-krotnie wyższa, niż pokazuje raport NBP.

Sektor przedsiębiorstw obejmuje tylko firmy zatrudniające ponad dziewięć osób. Pracuje w nim obecnie około 6 mln Polaków. Podobnie jednak przedstawiała się realna dynamika funduszu płac w gospodarce narodowej, obejmującej 9,1 mln zatrudnionych. Fundusz ten zwiększył się w I kwartale o 5,6 proc. rok do roku - także wielkokrotnie szybciej niż dochody Polaków z pracy najemnej,

Zmiana struktury

Dane NBP, oparte na rachunkach narodowych, dotyczą dochodów z pracy ok. 12,9 mln osób wykonujących pracę najemną (ogółem zatrudnionych w Polsce jest ponad 16 mln osób). Wśród nich są zatrudnieni na podstawie umów cywilnoprawnych, których statystyki dotyczące zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw oraz w gospodarce narodowej nie uwzględniają.

– Przyczyną rozbieżności w danych w dużej mierze jest bardzo dobra koniunktura na rynku pracy – tłumaczy Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego. – Problemy pracodawców ze znalezieniem pracowników sprawiają, że próbują oni zatrzymać już zatrudnionych. To często oznacza przekształcenie umów czasowych, tzn. o pracę na czas określony oraz cywilnoprawnych, na umowy bezterminowe – dodaje. W efekcie zwiększa się zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw i w gospodarce narodowej, ale nie rzeczywista liczba pracujących. Skala tego zjawiska jest znacząca. Według danych GUS na koniec 2015 r. na umowach o dzieło i zleceniach pracowało 1,3 mln osób, na koniec I kwartału br. już niespełna 0,5 mln. Systematycznie ubywa też osób zatrudnionych na podstawie umów o pracę na czas określony. W I kwartale br. ich liczba zmalała o 3,2 proc. rok do roku, podczas gdy tych zatrudnionych ogółem wzrosła o 1,7 proc. rok do roku.

Jak dodaje Kaczor, na zmianę formy zatrudnienia liczyć mogą przede wszystkim pracownicy, na których pracodawcom najbardziej zależy, czyli też dobrze opłacani. Przesuwanie ich na etaty podbija więc nie tylko zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw, ale też przeciętne wynagrodzenie. Chociaż faktycznie na poziomie całej gospodarki nic się nie zmienia.

– Dodatkowo następuje prawdopodobnie wychodzenie części osób z szarej strefy. Tacy pracownicy też pojawiają się w danych dotyczących zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw i w gospodarce narodowej, ale w danych dotyczących ogółu pracujących byli cały czas – dodaje Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole. – To, że dochody z pracy najemnej ogółem rosną niemrawo, sugeruje jednak, że zarobki osób, które nie mają umów o pracę, stoją w miejscu albo zwiększają się bardzo wolno – dodaje.

Podobnie jak Tomacz Kaczor, Borowski uważa, że to może być efekt imigracji z Ukrainy. Napływowi pracownicy są bowiem konkurencją przede wszystkim dla osób zatrudnionych poza tzw. gospodarką narodową (oprócz sektora przedsiębiorstw obejmuje m.in. sferę budżetową).

Prawda będzie lepsza

Piotr Bartkiewicz, ekonomista z mBanku zwraca jednak uwagę, że fundusz płac liczony na bazie najszerszego wskaźnika zatrudnienia (powstającego na podstawie badań aktywności ekonomicznej ludności) wzrósł w I kw. w ujęciu realnym o 3,8 proc. rok do roku. Dystans między tą liczbą a 0,3 proc. z raportu NBP jest zagadkowy. – Przypuszczam, że dane dotyczące dochodów z pracy najemnej zostaną zrewidowane – mówi dr hab. Joanna Tyrowicz, ekonomistka z UW, która w przeszłości pracowała nad raportami NBP. Rzeczywiście, w ostatnich pięciu latach zdarzały się rewizje dynamiki tych dochodów nawet o ponad 1 pkt proc.

– Wydaje mi się, że realne dochody z pracy rosną szybciej niż w tempie 0,3 proc. rok do roku. Wskazuje na to choćby dynamiczny wzrost wydatków konsumpcyjnych, który świadczy o tym, że gospodarstwa domowe dobrze oceniają swoją sytuację finansową oraz jej perspektywy – przyznaje Bartkiewicz.

W jakim tempie rosną w ostatnich latach Twoje zarobki?

Podyskutuj z nami na: facebook.com/ dziennikrzeczpospolita

Opinia

Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale w Polsce

Niska dynamika dochodów z pracy najemnej oznacza, że mamy do czynienia ze stagnacją dochodów z pracy innej niż na umowie. Przyczyn może być kilka. Jedna to przekształcanie części umów w umowy o pracę. Niewykluczone też, że Polacy są coraz mniej skłonni do pracy bez etatu lub w szarej strefie. Dynamika dochodów z pracy najemnej była w przeszłości zgodna ze wzrostem funduszu płac. To zmieniło się w III kw. 2016 r., co zbiegło się z pełną implementacją programu 500+. Być może zmniejszył on skłonność do dorabiania? Być może też w miejsce Polaków, którzy przechodzą z innych form zatrudnienia na umowy o pracę, pojawiają się obywatele Ukrainy, którzy otrzymują mniejsze wynagrodzenia.

Konsumpcja zamiast oszczędności

Stopa oszczędzania gospodarstw domowych zmniejszyła się w I kwartale br. do 0,1 proc. dochodów do dyspozycji, z 2,5 proc. w IV kwartale ub.r. i średnio 3,3 proc. w całym 2016 r. To dowód na to, że gospodarstwom domowym we znaki dała się inflacja. W I kwartale deflator spożycia indywidualnego (jedna z miar dynamiki cen towarów i usług konsumpcyjnych) wyniósł 2,4 proc. rok do roku, w porównaniu z 0,3 proc. w ostatnim kwartale ub.r. Wzrost nominalnego funduszu płac (iloczynu zatrudnienia i przeciętnego wynagrodzenia) nie przyspieszył tak bardzo jak inflacja. – Chcąc utrzymać wzrost wydatków konsumpcyjnych, gospodarstwa domowe zaczęły mniej oszczędzać – ocenił Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole w Polsce. Tego samego zdania są ekonomiści mBanku. Jak wskazują, konsumenci mają tendencję do wygładzania ścieżki konsumpcji, co pozwala oczekiwać, że wzrost wydatków gospodarstw domowych (w I kwartale wyniósł 4,7 proc. rok do roku) nie zwolni istotnie w II połowie br., gdy oprócz inflacji dynamikę dochodów będzie tłumił efekt wysokiej bazy odniesienia, związany z wprowadzeniem programu 500+ przed rokiem.

Dochody gospodarstw domowych z pracy najemnej w I kwartale zwiększyły się w ujęciu realnym, czyli po korekcie o wpływ zmian cen, o zaledwie 0,3 proc. rok do roku – podał Narodowy Bank Polski w najnowszym raporcie o sytuacji finansowej gospodarstw domowych. To wynik najgorszy od IV kwartału 2013 r., gdy dochody Polaków z pracy malały. To kontrastuje z obrazem doskonałej koniunktury na rynku pracy wyłaniającym się z innych wskaźników.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Gospodarka
Hiszpania liderem wzrostu w eurolandzie
Gospodarka
Francję czeka duże zaciskanie budżetowego pasa
Gospodarka
Największa gospodarka Europy nie może stanąć na nogi
Gospodarka
Balcerowicz do ministrów: Posłuszeństwo wobec premiera nie jest najważniejsze
Gospodarka
MFW ma trzy scenariusze dla Ukrainy. Jeden optymistyczny, dwa – dużo gorsze