Polska bez Doliny Krzemowej

Rodzimy rynek startupów – w odróżnieniu m.in. od Stanów Zjednoczonych czy choćby Czech i Słowacji – jest mocno zdecentralizowany. A to może być istotny problem, który zaważy na budowie prężnego ekosystemu innowacji.

Aktualizacja: 24.05.2018 21:57 Publikacja: 24.05.2018 21:31

W wielu krajach to stolice są centrum ekosystemu startupów. Czy w Polsce taką rolę też będzie pełnić

W wielu krajach to stolice są centrum ekosystemu startupów. Czy w Polsce taką rolę też będzie pełnić Warszawa?

Foto: materiały prasowe

Warszawa, Kraków, Poznań, Trójmiasto, Wrocław – polskie aglomeracje miejskie to często siedziby większych przedsiębiorstw, w tym korporacji. W przypadku startupów sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Choć, teoretycznie, lokalizacja nie jest dla młodych, innowacyjnych firm kluczem, by odnieść światowy sukces, w praktyce brak scentralizowanego ośrodka to wyzwanie.

Stolica startupów

Dziś największym nasyceniem startupów mogą cieszyć się Warszawa (tu działa co czwarta tego typu firma), Wrocław (12 proc.), a także Kraków i Poznań (po 7 proc.) oraz Trójmiasto (6 proc.). Widoczne jest zatem silne rozdrobnienie. Aż 43 proc. startupów działa w jeszcze innych lokalizacjach.

To całkowicie odwrotna sytuacja niż ta panująca w USA, gdzie innowatorzy skoncentrowani są w Dolinie Krzemowej. Ale podobny trend jak w Kalifornii panuje również w mniej dojrzałych rynkach startupowych. Np. na Słowacji i w Czechach 2/3 startupów swoje siedziby ma w stolicach. Dlaczego zatem w Polsce nie powstał dotąd jeden mocny ośrodek? Część ekspertów uważa, że to m.in. wynik tego, iż uczelnie kształcą inżynierów – będących motorem napędowym innowacji – zarówno w dużych aglomeracjach, jak i mniejszych ośrodkach. Według Rafała Pluteckiego, szefa Google Campus Warsaw, wpływ mają też struktura demograficzna i odległości pomiędzy miastami. – W USA Dolina Krzemowa była koniecznością z uwagi na dystanse między metropoliami. W Polsce można przyjechać z Krakowa do Warszawy rano i wrócić wieczorem, więc presja na centralizację jest nieco mniejsza – przekonuje.

Czy zatem powinniśmy wzorować się na Dolinie Krzemowej? Wojciech Bachta, ambasador Fundacji Startup Poland, uważa, że powtórzenie historii Silicon Valley w innym miejscu naszego globu jest dziś raczej nierealne. Widzi on jednak potrzebę stworzenia wiodącego ośrodka, np. w stolicy. – To ważne dla efektywnych prac w obszarze legislacji czy planowania makroekonomicznego dla branży. I choćby z tego powodu pełna decentralizacja nie sprzyja budowaniu gospodarki opartej o innowacje – przekonuje.

Podobnie twierdzi Rafał Plutecki. Jego zdaniem centralizacja zasobów i kompetencji w jednym miejscu może przyspieszyć rozwój startupów w Polsce.

Moglibyśmy zatem czerpać inspirację z rynków europejskich, w tym choćby z Niemiec.

Lokalizacja nie ma znaczenia?

Jak wyjaśnia Jerzy Kalinowski, doradca zarządu KPMG w Polsce, w krajach europejskich jest na ogół jeden silny hub startupowy, a inne miasta starają się raczej koncentrować na innowacyjnych spółkach rozwijających projekty związane ze specjalizacją i specyfiką danego regionu.

– Warto pod tym kątem zmodyfikować strategię budowy ekosystemu innowacji w Polsce. Pamiętając jednak, że największą szansę na zostanie wiodącym hubem startupowym mają miasta, w których są silne ośrodki akademickie, istnieje sprzyjające startupom otoczenie (akceleratory, inkubatory, inwestorzy – red.), są obecne wiodące firmy technologiczne, a dodatkowo są to miasta atrakcyjne dla mieszkańców, przyciągające obcokrajowców i inwestorów, a do tego łatwo się do nich dostać z zagranicy – wylicza dr Kalinowski.

Tymczasem dziś w naszym kraju oprócz pięciu głównych ośrodków startupowych coraz dynamiczniej rozwijają się regiony łódzki czy śląski. Nie brakuje tam obiecujących i już prężnie działających projektów. Zwłaszcza Śląsk wskazywany jest jako jeden z silniej rozwijających się ośrodków dla młodych i innowacyjnych firm. – To bardzo ciekawy obszar. Górnośląski Okręg Przemysłowy z rozwiniętą społecznością przedsiębiorców ułatwia budowanie relacji biznesowych, pozyskiwanie partnerów i kontrahentów. Z drugiej strony już 50 km na południe można znaleźć Bielsko-Białą, miasto wyróżniające się pod kątem zrównoważonego rozwoju, oferujące mieszkańcom świetne warunki do życia, odpoczynku, sportu, relaksu, ale też rozwoju biznesu – zaznacza Wojciech Bachta.

Dlatego decentralizacja ma też swoich zwolenników. – W ostatniej dekadzie przeprowadzka do większego ośrodka, np. Warszawy, przestała być koniecznością, szczególnie gdy miejsce nie ma znaczenia dla codziennego funkcjonowania startupu – mówi Michał Sędzielewski, współwłaściciel startupu Voucherify.

Według niego firmy technologiczne, które sprzedają swoje usługi klientom globalnym przez internet, nie wymagają wcale lokalizacji siedziby w jednym z pięciu największych ośrodków. – Postępująca cyfryzacja pozwala firmom takim jak nasza na zdalną współpracę z ludźmi z całego świata – tłumaczy.

Badania wskazują, że ponad połowa rodzimych startupów sprzedaje swoje produkty za granicę. I to – zdaniem Patrycji Panasiuk, dyrektor Biura Innowacji PKN Orlen – kluczowa kwestia, która powinna skłonić do refleksji – czy tworzymy odpowiednie warunki dla rozwoju polskich startupów?

– W ostatnich latach ze strony państwa widzimy coraz więcej zachęt dla innowatorów, czego doskonałym przykładem są instrumenty dofinansowania w ramach programu operacyjnego „Inteligentny rozwój" – podkreśla.

Nie jest wcale tak źle

Być może zatem do lokalizacji nie należy wcale przywiązywać aż tak dużej wagi? Tym bardziej że – jak zauważa Marcin Szczeciński, kierownik ds. inwestycji kapitałowych w Grupie Adamed – w praktyce decentralizacja startupowego ekosystemu w Polsce nie jest wcale aż tak duża.

– Nasze obserwacje, bazujące m.in. na rekrutacjach do programu akceleracyjnego MIT Enterprise Forum, wskazują, że 80–90 proc. startupów pochodzi z największych ośrodków miejskich. Pamiętajmy, że instrumenty wsparcia dla startupów, które preferują konkretną lokalizację siedziby spółki, zaburzają statystyki. Wielu startupowiczów z Platform Startowych (RPO Polska Wschodnia – red.) spotka się na co dzień w Warszawie czy innych największych miastach, a nie tam, gdzie zarejestrowano ich siedziby – zaznacza.

Krajowy rynek startupów prężnie się rozwija. PwC podaje, że w latach 2014–2016 innowacyjne firmy przemysłowe i usługowe stanowiły odpowiednio 20,3 i 14,5 proc. ogólnej liczby tych podmiotów (w latach 2013–2015 było ich 18,9 i 10,6 proc.). Ponadto wokół polskich startupów panuje dobry klimat – aż 65% właścicieli polskich firm już współpracuje lub rozważa współpracę ze startupami.

– Wraz z rozwojem startupów zmienia się również postrzeganie młodych inwestorów z sektora innowacyjności. Dziś to już nie tylko grupa młodych pasjonatów z pomysłem i zapałem, często trudnym do przekucia w realny biznes, ale raczej wciąż młodzi, chociaż już bardziej doświadczeni, prężnie działający przedsiębiorcy z konsekwentnie realizowanym planem – mówi Michał Sędzielewski z Voucherify.

Potwierdzają to liczby – według danych fundacji Startup Poland aż 58 proc. budujących dzisiaj w Polsce startupy to trzydziestolatkowie (53 proc. w 2016 r.). Co więcej, wśród założycieli startupów udział grupy 20-latków i młodszych wyraźnie spadł – w 2017 r. było to tylko 26 proc., podczas gdy rok wcześniej – 33 proc.

Przeciętny polski startupowiec to osoba z wykształceniem wyższym i dużą świadomością biznesową. Warto zauważyć, że ok. 35 proc. badanych to bowiem tzw. seryjni przedsiębiorcy. Jak twierdzą eksperci, rosną więc profesjonalizm i doświadczenie polskich innowatorów. A to może z kolei mieć istotny wpływ na wymierne wyniki tworzonych przez nich projektów biznesowych.

Czas na współpracę dużych z małymi

Badania pokazują, że startupy w Polsce w większości koncentrują się na najbardziej popularnych obszarach, takich jak big data, internet rzeczy czy narzędzia deweloperskie. – Nie powinno dziwić, że polskie startupy stawiają również na oprogramowanie, w tym technologie dla marketingu – tu najłatwiej osiągnąć regularne przychody – komentuje Patrycja Panasiuk.

Z pewnością pozytywny jest fakt, że potencjał młodych, innowacyjnych firm dostrzegły jednak duże, dojrzałe przedsiębiorstwa.

– Dysponujemy otwartą platformą innowacje@orlen.pl, za pośrednictwem której przyjmujemy propozycje nowatorskich rozwiązań w obszarach funkcjonowania spółki m.in. produkcji, energetyki, IT, czy też marketingu i sprzedaży. Do tej pory wpłynęło kilkadziesiąt ciekawych zgłoszeń, które są weryfikowane pod kątem potencjału przez naszych ekspertów – mówi dyrektor Biura Innowacji w Orlenie. – Systematycznie też zwiększamy zaangażowanie w scouting, czyli aktywne poszukiwanie startupów oferujących rozwiązania odpowiadające naszym potrzebom – kontynuuje.

Według dyrektor Panasiuk współpraca ze startupami to szansa na przełomowe rozwiązania. – Ale i motor w stymulowaniu wzrostu innowacyjności całej polskiej gospodarki – zaznacza nasza rozmówczyni.

W Grupie Adamed skupiają się z kolei na wyłapywaniu z rynku projektów z obszaru life science, tzw. medtech, czy ochrony zdrowia.

– Startupów z tych dziedzin jest relatywnie mniej niż w innych sektorach gospodarki. To efekt szeregu barier wejścia, jak wysokie nakłady, wymagana specjalistyczna infrastruktura czy multidyscyplinarne know-how. Bariery te są niższe, kiedy rozwiązanie ma postać oprogramowania. Stąd relatywnie duży udział startupów medycznych bazujących na rozwiązaniach informatycznych – dodaje Marcin Szczeciński.

Warszawa, Kraków, Poznań, Trójmiasto, Wrocław – polskie aglomeracje miejskie to często siedziby większych przedsiębiorstw, w tym korporacji. W przypadku startupów sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Choć, teoretycznie, lokalizacja nie jest dla młodych, innowacyjnych firm kluczem, by odnieść światowy sukces, w praktyce brak scentralizowanego ośrodka to wyzwanie.

Stolica startupów

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Gospodarka
Hiszpania liderem wzrostu w eurolandzie
Gospodarka
Francję czeka duże zaciskanie budżetowego pasa
Gospodarka
Największa gospodarka Europy nie może stanąć na nogi
Gospodarka
Balcerowicz do ministrów: Posłuszeństwo wobec premiera nie jest najważniejsze
Gospodarka
MFW ma trzy scenariusze dla Ukrainy. Jeden optymistyczny, dwa – dużo gorsze