#RZECZoBIZNESIE: Bogusław Liberadzki: Zagrożenie protekcjonizmem jest poważne

Jest pewien sposób myślenia, któremu nikt nie zaprzecza. Przedsiębiorstwa czy przemysły nowych krajów, chociażby Polski, nie mają prawa być najlepsze w Unii Europejskiej – mówi Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący PE, były minister transportu i gospodarki morskiej, gość programu Pawła Rożyńskiego.

Aktualizacja: 05.03.2018 14:48 Publikacja: 05.03.2018 13:20

#RZECZoBIZNESIE: Bogusław Liberadzki: Zagrożenie protekcjonizmem jest poważne

Foto: tv.rp.pl

Donald Trump wprowadza cła na stal i aluminium. Grozi nam wojna handlowa między Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi?

Jeszcze nie ma dramatu, ale sytuacja jest bardzo poważna. Trump realizuje, to co zapowiadał, czyli uczynienie Ameryki ponownie wielką. Unia Europejska odpowiedziała, że też będzie silna, wielka, coraz bardziej zintegrowana. Teraz jest próba sił.

Pytanie, czy to tylko protekcja, czy już protekcjonizm. Jeśli protekcjonizm to staje się doktryną amerykańską. Zobaczymy jak Trump będzie reagował w stosunku do innych części świata. Jeżeli to jest tylko protekcja, to jesteśmy zobowiązani do ochrony interesu Europejczyków.

Protekcja, czyli jednorazowy strzał?

To jest powiedzenie: chronimy was, chcemy, żebyście zachowali miejsca pracy, a nasze dobra były konkurencyjne. Jeżeli Amerykanie to zrobili i w jakimś stopniu to na nas oddziała, trzeba pokazać, że jesteśmy tak samo ważni.

Będą retorsje unijne? Przecież bardziej cła w USA uderzą w Meksyk czy Kanadę.

Komisja będzie musiała to rozważyć, bo parlament będzie oczekiwał sposobu odpowiedzi. Musimy troszczyć się o naszą reputację i pokazać, że Unia Europejska jako gracz globalny jest w stanie zareagować. W przeciwnym razie nastąpi eskalacja.

Kiedy debatowaliśmy nad układem o wolnym handlu ze Stanami, pojawiały się głosy, że trzeba uważać, bo nasze gospodarki są w dużej mierze konkurencyjne. Jest więcej elementów konkurencyjności niż komplementarności. Jednak przemawiały za tym argumenty, że transatlantycka współpraca nie powinna być zagrożona. W tym momencie ta zasada zaczyna być jednak zagrożona. Będziemy musieli zareagować w jakiś sposób.

Przez dłuższy czas wydawało się, że Donald Trump dał sobie spokój z wprowadzaniem w życie swoich haseł. Miała być wojna handlowa z Chinami, ale do niej nie doszło. Co nagle się stało?

Nie wiemy co było impulsem dla Trumpa. Wiemy, że finansowo Stany Zjednoczone w dużej mierze są w ręku Chińczyków. Trump jest zwolennikiem silnego przywództwa, tylko chyba nie do końca rozumie ten świat jako prezydent i odpowiedzialności za słowa.

Może na użytek wewnętrzny potrzebne mu są czasami takie ostre akcje?

Zwłaszcza, że ostatnio demokraci odnieśli wyraźny sukces wyborczy.

Zagrożenie światowym protekcjonizmem jest poważne? Mamy nawet przykłady wewnątrz Unii jak sprawa pracowników delegowanych, którą przegrywamy.

Jest poważne. Prezydent Emanuel Macron chciał chronić rynek francuski dla firm francuskich i francuskich pracowników. Niemcy wcześniej podobnie. Stan debat nad pracownikami delegowanymi pokazuje, że niestety jest tendencja takich państw jak Francja, Niemcy i innych ze starej Unii, które zarzucają nam uprawianie dumpingu socjalnego. Jednak w nauce nie ma takiego pojęcia. Zapominają, że 1 euro przychodu, które ma polski kierowca jest równoważne 1,3 euro, które musi mieć kierowca niemiecki, żeby podobnie zaopatrzyć swoją rodzinę. Pojawiało się nawet hasło: ta sama płaca za tę samą pracę w tym samym miejscu. Pytałem więc, czy jeżeli kierowca francuski prowadzi ciężarówkę w Rumunii, przed i za nim jedzie rumuński kierowca, to powinien dostać rumuńską pensję? W tę stronę to nie działa, więc zasada przestaje być uniwersalna.

Coraz większa chęć wspierania swoich firm i blokowania innych, również z nowych państw UE, nie jest wspierana złą opinią na temat rządów wschodnioeuropejskich?

Niemiecka ustawa zaczęła się kiedy w Polsce były rządy PO-PSL, czyli to nie jest argument. Chodzi po prostu o ograniczenie dostępu. Jest pewien sposób myślenia, któremu nikt nie zaprzecza. Przedsiębiorstwa czy przemysły nowych krajów, chociażby Polski, nie mają prawa być najlepsze w Unii Europejskiej, bo to jest zastrzeżone dla tych z Zachodu.

Jest przygotowany projekt ustawy, zgodnie z którym kierowcy w zagranicznych przewozach mają być inaczej płatni. Nie będzie diet czy części ruchomej. Wszystko ma być skumulowane w jednej pensji. To oznacza, że próbujemy dostosować się do tego wymogu.

Co z tematów gospodarczych teraz zajmuje posłów w Brukseli?

Przede wszystkim unia bankowa, kwestia procedury upadłości banków, europejski fundusz walutowy, procedura nadmiernego deficytu. Przychodzi też czas na ramy finansowe po roku 2020. Mamy tu kwoty, czyli skutki Brexitu, weryfikację kryteriów przyznawania środków i wprowadzenie zasady, że stymulujemy gospodarkę, a niekoniecznie dajemy darmowe pieniądze. O darmowy pieniądz jest duży bój. Pamiętajmy, że nikt nie odwołał zasady podniesienia poziomu spójności, wspierania regionów i państw niżej rozwiniętych. Różnice między krajami wcale się nie zmniejszają.

Odnosimy polski PKB do średniej europejskiej, gdzie wchodzi bułgarski i rumuński. Natomiast w stosunku do najbardziej rozwiniętych państw nie zmniejszamy dystansu.

Jak przyszły budżet unijny może wyglądać?

Jeżeli będzie to perspektywa 7-letnia, to nie będzie 908 mld euro, a np. 830 mld euro. Z tego trzeba odliczyć 15 mld euro na nowy temat, czyli armię europejską. Planuje się zakupy w europejskim przemyśle obronnym.

Dopłaty bezpośrednie raczej nie będą ruszone. Chociaż Bruksela może powiedzieć: niech każde państwo uzupełnia dopłaty na jakim chce poziomie, bo my je redukujemy. To może trochę skomplikować naszą sytuację. Najbardziej narażonym na cięcie jest bowiem polityka spójności. Przy czym mamy fundusze strukturalne i współpracę między obszarami wysokorozwiniętymi i niżej rozwiniętymi. Fundusz spójności może być włączony w plan Junckera, czyli Europejski Fundusz Inwestycji Strategicznych, gdzie dostajemy kwoty, ale mniejsze. I nie do bezpośredniego zainwestowania, tylko jako fundusz gwarancji do brania pożyczek czy kredytów. Te pieniądze trzeba zwrócić, a to jest duża różnica w stosunku do obecnej sytuacji.

Ucierpimy na tym.

Tak. Teraz jest ostatnia szansa. Skonsumujmy pieniądze, które mamy, czyli 106 mld euro. Po odliczeniu rolnictwa zostaje ponad 70 mld euro na programy infrastrukturalne, drogowe, kolejowe, środowiskowe. Następna kwota może być mniejsza, a zasady korzystania bardziej złożone.

Jak pan ocenia absorpcję środków w bieżącej perspektywie? Potrafimy je wykorzystywać?

Jesteśmy bardzo opóźnieni, ale częściowo jest to usprawiedliwione, bo był rok opóźnienia w dostępie do środków z Brukseli. Może być tendencja do rygorystycznego odcięcia i konieczności zwracania niewykorzystanych pieniędzy. Mamy zagrożone obszary jak transport kolejowy. Nam się już wytyka, że było kilka lat przerwy i przedsiębiorstwa produkujące na rzecz budowy i utrzymania infrastruktury kolejowej znalazły się kłopotach, bo nie było zamówień. Teraz następuje gwałtowne spiętrzenie zamówień i mogą nie podołać. Komisja może uznać, że to jest nadmierny wzrost cen. Potrzebny jest dokładny dialog rządu z komisją.

Uzna, że przetargi są po zbyt wysokich cenach i zablokują środki unijne?

Może być ocena, że za dużo się płaci np. za kruszywo, kamień, stal. Jak będzie na to reakcja trudno powiedzieć. Być może stwierdzą, że środki są niewłaściwie wykorzystane.

Można było uniknąć tych problemów? Wcześniej rozpocząć prace?

Jest dużo wino po naszej stronie, bo poprzedni rząd nie zostawił gotowych projektów.

Obecny rząd też przez jakiś czas zwlekał.

I mamy 2 lata, przez które skumulowały nam się zaległości. Moment jest niebezpieczny. Zachęcam do negocjacji z Komisją Europejską.

Na horyzoncie kolejne projekty infrastrukturalne. Jak się panu podoba pomysł Centralnego Portu Komunikacyjnego?

Fascynują mnie duże idee, ale zawsze się obawiam, czy to nie jest gigantomania. CPK ma obsługiwać rocznie nawet 100 mln pasażerów. Kto by to miał być? Dlaczego w Baranowie, a nie w nowym porcie koło Berlina? Odbierzemy część ruchu z Dubaju? Na czym będzie polegała wyższość Baranowa nad Dubajem, Frankfurtem, Londynem czy Berlinem? Na te pytania nie ma odpowiedzi. Kolejny problem to czy kontrola ruchu powietrznego w naszej części Europy pozwoli, żeby czterokrotnie wzrosła liczba operacji lotniczych? W jakim stopniu odbije się to na ruchu wewnętrznym? Latanie z Katowic do Warszawy przez Baranów ma sens?

Nie dostałem żadnego dowodu, że moje obawy nie są uzasadnione. Ważny jest też rachunek kosztów, także dla obywateli. Z Baranowa do środka Warszawy wcale nie dojedzie się w 15 min.

Donald Trump wprowadza cła na stal i aluminium. Grozi nam wojna handlowa między Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi?

Jeszcze nie ma dramatu, ale sytuacja jest bardzo poważna. Trump realizuje, to co zapowiadał, czyli uczynienie Ameryki ponownie wielką. Unia Europejska odpowiedziała, że też będzie silna, wielka, coraz bardziej zintegrowana. Teraz jest próba sił.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Gospodarka
Hiszpania liderem wzrostu w eurolandzie
Gospodarka
Francję czeka duże zaciskanie budżetowego pasa
Gospodarka
Największa gospodarka Europy nie może stanąć na nogi
Gospodarka
Balcerowicz do ministrów: Posłuszeństwo wobec premiera nie jest najważniejsze
Gospodarka
MFW ma trzy scenariusze dla Ukrainy. Jeden optymistyczny, dwa – dużo gorsze