Ostatnie dni na warszawskiej giełdzie mocno doświadczają inwestorów. Przed środową sesją WIG20 miał na koncie sześć spadkowych dni z rzędu. Wcześniej czy później, choćby chwilowe, odreagowanie musiało więc nadejść. Część inwestorów wierzyła, że nastąpi to właśnie w środę. I faktycznie w pierwszej części dnia wydawało się, że scenariusz ten się ziść. Później jednak znów pojawiła się niepewność i kolejne znaki zapytania. Na koniec natomiast mieliśmy do czynienia z wielkim rozczarowaniem.

Już sam start notowań podsycał nadzieje na odbicie notowań. WIG20 dzień zaczął bowiem 0,3 proc. nad kreską. W miarę upływu czasu byki powiększały swoją przewagę. Po dwóch godzinach handlu indeks największych spółek naszego parkietu był już ponad 1 proc. nad kreską. Dodatkowo naszemu rynkowi sprzyjało otoczenie. Na większości europejskich rynków również dominował kolor zielony. Szczególnie mocno świecił on na Węgrzech, gdzie tamtejszy BUX zyskiwał prawie 2 proc. Niemiecki DAX czy też francuski CAC40 zyskiwały z kolei ponad 1 proc.

Jak się jednak okazało w przypadku indeksu WIG20 wzrosty z pierwszej części dnia były wszystkim na co było stać byki. Pierwsza rysa na szkle pojawiła się w połowie notowań, kiedy to główny wskaźnik naszego rynku oddał część porannych wzrostów. Co prawda nadal zyskiwał około 0,6 proc., ale to mogło być już pierwszym sygnałem ostrzegawczym dla inwestorów. Ci, którzy wzięli go na poważnie na pewno tego nie pożałowali.

W drugiej części notowań karty na rynku zaczęły rozdawać niedźwiedzie. Działo się to mimo tego, że na innych europejskich giełdach utrzymywały się wzrosty, a i indeksy amerykańskie zaczęły dzień od ruchu na północ. Tymczasem WIG20 zjechał pod kreskę i Warszawa znowu raziła słabością. Byki na ostatniej prostej całkowicie skapitulowały i znowu mieliśmy do czynienia z grą do jednej bramki. Ostatecznie indeks największych spółek stracił 0,38 proc. i spadkową serię przedłużył do siedmiu sesji. Niedźwiedzie na razie więc nadal robią co chcą na naszym parkiecie.

Największe zamieszanie było w środę wokół spółek energetycznych. Najpierw zyskiwały one na wartości, co było pokłosiem pojawiających się informacji, że zapadła decyzja o porzuceniu pomysłu budowy bloku energetycznego Ostrołęka C. Później informacje te były dementowane m.in. przez wicepremiera Jacka Sasina. To sprawiło, że inwestorzy znowu pozbywali się akcji spółek energetycznych. Papiery PGE zostały przecenione o 4,2 proc., podobnie zresztą jak papiery Tauronu. To dobiło WIG20. Na drugim biegunie w gronie największych spółek naszego parkietu znalazły się papiery CCC, które zyskały na wartości 3 proc.