Komisja Europejska prognozuje ożywienie gospodarcze w drugiej połowie roku, wraz ze znoszeniem pandemicznych restrykcji. – Ważne jest zatem, aby pierwsze pieniądze z Funduszu Odbudowy były dostępne latem tego roku. Ze strony Komisji będziemy gotowi – powiedział w poniedziałek Valdis Dombrovskis, wiceprzewodniczący KE, w czasie spotkania w Komisji ds. Gospodarczych Parlamentu Europejskiego. Warunkiem koniecznym jest jednak ratyfikacja decyzji o zasobach własnych przez ostatnie osiem państw, w tym Polskę. – Wzywamy wszystkie państwa członkowskie do ratyfikowania decyzji przed 1 czerwca – powiedział Łotysz.

Pilna ratyfikacja

Dlaczego tak ważna jest data 1 czerwca? Jak już pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, KE chciałaby przyspieszyć wypłatę pieniędzy, ale musi wyjść na rynek międzynarodowy z emisją długu. A to można zaplanować tylko w kolejnym miesiącu kalendarzowym po zakończeniu całego procesu ratyfikacji decyzji o zasobach własnych. Jeśli zatem ostatnia ratyfikacja krajowa nastąpi 31 maja, to emisja odbędzie się w czerwcu. Jeśli natomiast opóźniłaby się nawet tylko o 1 dzień, do 1 czerwca, to wtedy emisja odbędzie się dopiero lipcu. Co gorsza, w sierpniu rynki dłużne praktycznie nie działają. To oznacza, że przy opóźnieniu druga emisja odbyłaby się dopiero we wrześniu, a nie – jak w wariancie optymistycznym – w lipcu. Środki z obu tych emisji mają posłużyć na wypłatę 13 proc. zaliczek dla 27 państw członkowskich. Tak więc nawet kilka dni przesunięcia w ratyfikacji na czerwiec skutkowałoby późniejszą o dwa miesiące wypłatą środków dla państw członkowskich.

KE zajmuje się teraz oceną nadsyłanych jej krajowych planów odbudowy, które będą podstawą wypłacania pieniędzy. W czerwcu ocenione dokumenty zacznie przesyłać do unijnej Rady (przedstawiciele państw członkowskich), która musi je zaakceptować, żeby pieniądze mogły zacząć płynąć. KE dostała do tej pory 14 planów, na pozostałe 13 liczy najpóźniej do początku czerwca. Nad tymi wszystkimi planami pracuje z ekspertami państw członkowskich od wielu miesięcy i – jak mówił Dombrovskis – przez ten czas zapewniła odpowiednią równowagę między inwestycjami i reformami. Bo to jest podstawowa różnica między nadzwyczajnym Funduszem Odbudowy a zwyczajną, powtarzaną w każdym budżecie polityką spójności. Żeby dostać pieniądze z FO, konieczne jest przeprowadzenie reform gospodarczych, które uczynią kraj bardziej zielonym i cyfrowym oraz odpornym na kryzysy.

Będzie nowy wskaźnik

W polityce spójności czynnika reform nie ma, finansowane są inwestycje, których celem jest większa spójność regionalna, czyli po prostu podnoszenie dochodów najbiedniejszych regionów. Na razie nie chce komentować planów poszczególnych krajów. Ale – jak podkreślał Paolo Gentiloni, komisarz ds. gospodarczych – najtrudniejsze dopiero przed nami. – Największym wyzwaniem będzie wykonanie tych planów, żeby dostać kolejne pieniądze – powiedział. Bo na początek płynie tylko 13 proc., a każda kolejna transza uzależniona jest nie od stanu zaawansowania inwestycji, jak dzieje się w polityce spójności, ale od stanu zaawansowania reform. Mierzony on będzie wskaźnikami, które Komisja ustala teraz wspólnie z państwami członkowskimi.

Wiele państw, szczególnie południa Europy, chciałoby, żeby nadzwyczajny instrument finansowania gospodarki wspólnym długiem stał się normą. Zdaniem Dombrovskisa za wcześnie na taką dyskusję. – Im bardziej jednak ten program okaże się sukcesem, tym większa przestrzeń do dyskusji o wprowadzeniu stałego instrumentu o podobnej charakterystyce – powiedział. Według prognozy KE dobrze użyty Fundusz Odbudowy doda 2 pkt proc. do unijnego dochodu narodowego.