Polski rząd, którego notowania w wielu europejskich stolicach są słabe, właśnie zdał sobie sprawę, jak mocno niepewna jest przyszłość polityki spójności, z której nasz kraj czerpie pełnymi garściami (67,9 mld euro w latach 2007–2013). Jej obrona wymaga szukania sojuszników. Sytuacja jest poważna, bo o ile przed każdą unijną perspektywą finansową odbywa się swoisty targ – co kto wniesie do budżetu UE i jaka część pieniędzy trafi na politykę spójności – o tyle teraz nad tą kluczową dla Polski polityką zawisły czarne chmury w postaci Brexitu, który nastąpi w 2019 r.
Gdy płatnik wychodzi
Nie ma pewności, czy Wielka Brytania będąca trzecim co do wielkości płatnikiem netto do budżetu UE ureguluje wszystkie swoje zobowiązania do budżetu na lata 2014–2020 (de facto do 2023 r.). Przyznała to w czwartek w Warszawie Corina Cretu, komisarz UE ds. polityki regionalnej. Brała udział w wyjazdowym spotkaniu Komisji Polityki Spójności Terytorialnej i Budżetu UE Europejskiego Komitetu Regionów (KR) odbywającym się ze spotkaniem ministrów ds. polityki spójności Grupy Wyszehradzkiej, w składzie poszerzonym o Bułgarię, Chorwację, Rumunię i Słowenię.
Zbliżający się Brexit wywołuje niepewność jeszcze w tej perspektywie. A przecież na politykę regionalną stanowiącą główne narzędzie inwestycyjne Unii do 2020 r. przeznaczono 454 mld euro, z czego dla Polski 82,5 mld euro (w tym 76,8 mld euro poprzez krajowe i regionalne programy operacyjne).
Po Brexicie sytuacja będzie tylko gorsza. Co prawda brytyjska premier Theresa May wspomina o dalszej współpracy i łożeniu na wybrane projekty, ale o jakich inwestycjach i kwotach mowa, nikt nie wie.
Europoseł Jan Olbrycht (PO) mówił w piątek, że Polska i inne kraje popierające politykę spójności powinny profesjonalnie przygotować się do jej obrony. Tym bardziej że są pomysły na skrócenie okresu budżetowego z siedmiu do pięciu lat.