Ustawa z 9 czerwca 2016 r. o zasadach kształtowania wynagrodzeń osób kierujących niektórymi spółkami (t.j. DzU z 2017 r., poz. 2190 z późn. zm.; dalej: ustawa) wprowadza zasadę, że członkowie organów zarządzających spółkami (państwowymi i komunalnymi) swoje obowiązki wykonują na podstawie umów o świadczenie usług zarządzania (dalej: kontrakt, umowa). Przepis art. 5 ustawy przewiduje, że umowę taką zawiera się na czas pełnienia funkcji z możliwością jej wypowiedzenia przez spółkę z zachowaniem terminu wypowiedzenia zależnego od okresu jej wykonywania, nie dłuższego niż 3 miesiące.
Czytaj także: Umowa o zarządzanie. Menedżer z dodatkowymi świadczeniami
Są wątpliwości
Tak skonstruowany przepis może budzić problemy interpretacyjne co do terminu zakończenia przez menedżera współpracy ze spółką w przypadku odwołania go z funkcji.
Można przyjąć, w ślad za autorami „Dobrych praktyk w zakresie stosowania ustawy o zasadach kształtowania wynagrodzeń osób kierujących niektórymi spółkami" z listopada 2016 r. (dalej: wytyczne), że ustawa pod pojęciem „na czas pełnienia funkcji" rozumie okres faktycznego pełnienia funkcji. W takiej sytuacji umowa ulegałaby automatycznemu rozwiązaniu nie tylko z upływem kadencji, ale również z chwilą odwołania z funkcji. Przyjęta przez ustawę konstrukcja w zakresie nawiązywania umów o zarządzanie może bowiem budzić skojarzenia z funkcjonującą kiedyś w ramach Kodeksu pracy umową na czas wykonywania określonej pracy, a co za tym idzie rodzić pokusę odpowiedniego stosowania przepisów kodeksowych.
Umowa na czas wykonania określonej pracy była umową terminową, ale tym różniła się od klasycznej umowy na czas zamknięty, że nie można było jej wypowiedzieć. Umowa ta rozwiązywała się z chwilą ukończenia pracy, dla której była zawarta. Autorzy wytycznych zdają się w swoich wzorach kontraktów nawiązywać do tego właśnie uregulowania przyjmując, że z chwilą zaprzestania pełnienia funkcji (wykonania określonej pracy) umowa ulega rozwiązaniu. Należy jednak zwrócić uwagę, że w przypadku kontraktów menedżerskich ustawa wprowadza instytucję wypowiedzenia, która przy takiej interpretacji przepisu, stałaby się zbędna. W jakim celu spółka miałaby „korzystać" z możliwości wypowiedzenia kontraktu, skoro umowa rozwiązywałaby się automatycznie z chwilą odwołania?