Jednym posunięciem rząd skumulował ferie szkolne w całym kraju i zamknął turystyczną bazę noclegową, aby zniechęcić Polaków do wyjazdów. Normalnie w tym czasie będą działały tylko wyciągi narciarskie. Marna to dla nich pociecha, bo z lokalnych narciarzy nie wyżyją.
Na początku pandemii rząd podejmował wiele nieskoordynowanych decyzji, często wręcz absurdalnych – jak np. zamykanie lasów. Dziś można je usprawiedliwić zaskoczeniem, nieznajomością skali zagrożenia. Teraz wiemy, co zrobić, aby ograniczać rozwój pandemii. Zamykanie całej gospodarki nie wydaje się już najlepszym rozwiązaniem. Mimo to ostatnia decyzja dotycząca zimowych kurortów wydaje się mało przemyślana i niespójna. Jakby rząd puszczał oko do obywateli – hotele co prawda zamykamy, ale wyciągi mogą działać. Na powstałe luki w prawie liczą więc hotelarze i restauratorzy oraz zniechęceni izolacją turyści, którzy chcą wyrwać się z domów.
Czytaj także: Co dalej ze szkołami? Jest decyzja rządu
Efekt jest taki, że baza noclegowa na Podhalu jest prawie wypełniona rezerwacjami służbowymi, odwiedzinami rodziny i krewnych oraz innymi niekonwencjonalnymi rozwiązaniami. Pozwalają ominąć zakazy, które miejscowe władze i tak pewnie niechętnie będą egzekwować.
Tak właśnie branżę turystyczną zepchnięto do podziemia, a w podziemiu państwu trudniej kontrolować przestrzeganie zasad nie tylko fiskalnych, ale też sanitarnych. Czy nie ma lepszych sposobów na pogodzenie walki z pandemią z dobrem gospodarki i przedsiębiorców? Wybrano drogę najgorszą z możliwych. Zarazy nie powstrzyma, a branżę turystyczną zuboży, bo wielu Polaków wybierze w tym czasie słowackie czy austriackie stoki.