Wkrótce minie pół roku jego stosowania. I co? Wygląda na to, że gospodarcze i wszelkie inne podmioty wchłonęły i przełknęły nowe zasady bez specjalnego bólu. Krótko mówiąc odniosły sukces. Było wprawdzie trochę zamieszania, gdy próbowano w niektórych sytuacjach zamieniać, np. nazwiska pacjentów, uczniów czy konsumentów na liczby czy numerki, ale szybko okazywało się, że twórcami takich pomysłów okazywali się nadgorliwcy, którzy nie bardzo chwytali cel światłej reformy. Warto zadać sobie pytanie, dlaczego wszystko poszło tak sprawnie? Powodów było wiele. Pomińmy ten najistotniejszy, czyli słuszność i celowość zadekretowanych w unijnym rozporządzeniu zmian. Zwykle jest tak, że łatwiej wprowadzać w życie zaakceptowane i aprobowane reguły niż te, których się nie rozumie, albo których się nie opłaca stosować – najzwyczajniej z banalnych powodów ekonomicznych.
Czytaj także: 20 rzeczy, które musisz wiedzieć o RODO
Jednak każda pliszka swój ogonek chwali. Dlatego trzeba przypomnieć, że w pierwszej połowie tego roku nie było chyba tygodnia, by w naszym dodatku nie znalazł się artykuł omawiający nowe regulacje. Warto też pamiętać o zasługach urzędów: generalnego inspektora ochrony danych osobowych, oraz ministra cyfryzacji a także fundacji, np. Panoptykon.
Ten ostatni podmiot przygotował szereg poradników m.in. dla nauczycieli, czy organizacji społecznych. Ciekawostką jest fakt, że przygotował też poradnik dla wiernych kościoła katolickiego, w którym stworzono funkcję kościelnego inspektora ochrony danych. Tak więc wdrożenie nowego prawa ułatwiła szeroka szkoleniowo – poradnikowa akcja. Oby tak zawsze.
Dziś warto jeszcze zapoznać się z tekstem Michała Kołtuniaka „Przed, w trakcie i po rekrutacji, czyli jak postępować z danymi pracowników".