Słowa takie jak „Covid-19" czy „koronawirus" to bez wątpienia najpopularniejsze określenia ostatnich miesięcy. Za ich sprawą nasze życie poważnie się zmieniło. I jak to zwykle w marketingu bywa, na popularności takich określeń niejedna firma chce skorzystać, by promować swoje towary czy usługi.
Zresztą obecna epidemia to nie pierwsza taka okazja. Często tuż przed wyborami parlamentarnymi czy prezydenckimi pojawiają się reklamy wykorzystujące słowo „wybór" odmieniane przez wszystkie przypadki. I to w celu promocji nie tyle konkretnego polityka, ile określonej pralki, samochodu czy suplementu diety.
Czy jednak można zastrzec na wyłączność swojej firmy używanie słowa kojarzącego się z epidemią? To nie takie proste. Fantazja w tworzeniu takich pojęć nie zna jednak granic – ani geograficznych, ani umysłowych.
Wirusowi prawnicy
Gdy zajrzeć do ogólnoświatowej bazy danych o znakach towarowych TMView, okazuje się, że na całym świecie podjęto około 1500 prób zarejestrowania takich znaków, zawierających słowo „Covid". Na razie udało się to tylko w kilku przypadkach. W Niemczech zarejestrowano np. nazwę COVISEPT dla preparatów do pielęgnacji ciała. Według TMView tę nazwę próbowano zarejestrować także w Polsce, Wielkiej Brytanii, Australii i Maroku, ale jeszcze nie wiadomo, jaki będzie los zgłoszeń.
Czytaj także: Nie warto odkładać ochrony własności intelektualnej na czasy „po wirusie"