Odpowiedzią wielu rządów na pandemię, która spadła na świat z siłą tsunami, był całkowity lockdown. Zamknięcie granic, instytucji, życia gospodarczego i społecznego na całe tygodnie musiało jednak odcisnąć negatywne piętno na kondycji finansowej prawie każdej firmy. Świat się zatrzymał, ale nie na długo. Nie zniknęły zwłaszcza problemy firm, których podatkowe spory z fiskusem tuż przed atakiem wirusa weszły lub właśnie wchodzą w decydującą sądową fazę. Tylko co zrobić, gdy po tygodniach zastoju firmowa kasa świeci pustkami, a w związku z tym, że decyzja stała się ostateczna nad podatnikiem zawisło widmo konieczności uregulowania spornego, nierzadko słonego podatku? Jest jedno wyjście: wniosek o wstrzymanie wykonalności decyzji do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd.
Co do zasady
Obecnie podatnicy nie muszą się martwić naliczonym przez fiskusa podatkiem do czasu zakończenia postępowania odwoławczego. Jakiś czas temu ustawodawca postanowił zmienić reguły dotyczące postępowania podatkowego i jako zasadę wprowadzić to, że decyzja podatkowa nie podlega wykonaniu do czasu załatwienia odwołania podatnika. Dziś rygor wykonalności decyzji wydanej w pierwszej instancji fiskus może wydać w wyjątkowych, ściśle określonych przepisami ordynacji podatkowej przypadkach. Taryfa ulgowa jednak się kończy, gdy odwołanie od decyzji okazuje się nieskuteczne, a spór przenosi się na poziom sądowy.
Zgodnie bowiem z art. 61 § 1 prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi wniesienie skargi nie wstrzymuje wykonania aktu lub czynności. W praktyce więc podatnik, którego postępowanie podatkowe się zakończyło, ma otwartą drogę do zaskarżenia ostatecznej już decyzji, ale musi liczyć się z uregulowaniem wynikającego z niej podatku.
Czytaj także: Spór z fiskusem podczas pandemii: prawo pomocy dla tych, których nie stać na zaskarżenie decyzji