Sejm 13 maja uchwalił nowelizację ustawy Prawo zamówień publicznych. I chociaż jeszcze trwają prace w Senacie, można przypuszczać, że nie zostaną wprowadzone do ustawy istotne zmiany. Była ona nowelizowana już kilkadziesiąt razy, jednak dopiero ta ostatnia zmiana aspiruje do miana systemowej. Czy rzeczywiście należy spodziewać się rewolucji czy może, mimo szumnych zapowiedzi, niewiele się zmieni?
Ma być łatwiej...
Jednym z głównych celów przyświecających ustawodawcy unijnemu (a w ślad za nim, również polskiemu) jest uproszczenie i odformalizowanie procedury. Nadmierny formalizm i biurokracja od lat stanowią bowiem jedną z głównych przeszkód w ubieganiu się o udzielenie zamówienia. Wykonawcy narzekają na konieczność gromadzenia i składania licznych dokumentów na potrzeby każdego postępowania, w którym uczestniczą, zamawiający muszą natomiast je wszystkie przeanalizować i ocenić.
Teraz wszyscy wykonawcy składać będą Jednolity Europejski Dokument Zamówienia. Jest to wstępny, tożsamy we wszystkich krajach członkowskich Unii Europejskiej dokument. Zawierać on będzie informacje o postępowaniu oraz zamawiającym, a także wszystkie dane, które dotychczas zamawiający weryfikowali na podstawie dostarczanych przez wykonawcę dokumentów (dotyczące niepodlegania wykluczeniu, spełnienia warunków udziału w postępowaniu czy w zakresie kryteriów oceny ofert). Różnica polega na tym, że w nowej formule na etapie oceny ofert (względnie wniosków o dopuszczenie do udziału w postępowaniu) zamawiający będzie musiał zadowolić się oświadczeniami własnymi wykonawców.
Przewidziano stworzenie krajowej platformy (e-Zamówienia), która stanie się centrum zamówieniowym
Nie oznacza to jednak, że zamawiający zmuszony będzie opierać się tylko na oświadczeniach. Wybrany wykonawca zobowiązany zostanie bowiem do złożenia kompletu dokumentów, co ma uchronić zamawiającego przed wyborem nierzetelnego wykonawcy.