2. Urząd skarbowy każe mi zapłacić podatek według skali, zaczynając od stycznia 2014 r. (to jest pięć lat + rok, bo tak to wychodzi z przepisów), naliczając odsetki od każdej „zaniżonej" zaliczki za każdy miesiąc po kolei.
Podatek ten będzie liczony od kwoty brutto wystawionych faktur, bo nie będzie żadnych podstaw do odliczenia czegokolwiek. W to będzie też wliczony VAT, jaki naliczałem i wpłacałem później do US – swoisty podatek od podatku. Może łaskawie rozliczą w tym zapłacone dotychczas zaliczki liniowe.
Tak czy inaczej wychodzi ze 12–13 tys. zł rocznie – jeszcze bez odsetek – czyli ok. 72–78 tys. zł za wszystkie lata. Nie zapłacę takiej kwoty, bo nie mam i nikt mi już nic nie pożyczy, bo już w pierwszym punkcie stałem się bezdomnym bankrutem.
3. Ten sam urząd zażąda od moich kontrahentów zwrotu odliczonego przez te lata VAT i PIT z unieważnionych faktur wystawionych przeze mnie. To coś ponad 160 tys. zł plus odsetki. Fakt, że ten VAT został przeze mnie wpłacony do US, nie będzie miał żadnego znaczenia – nie odejmą tego.
Kontrahenci, nawet jeżeli wytrzymają to finansowo, zażądają ode mnie zwrotu wpłaconych pieniędzy z nieważnych nagle faktur. A przynajmniej VAT. A ja nie będę miał jak tego zrobić.
US nie zwróci mi VAT, który wpłaciłem przez te wszystkie lata, bo... nie ma nawet takiej podstawy prawnej, jak to ostatnio stwierdził Sąd Najwyższy. Nie dość, że te pieniądze przepadają, to dodatkowo każą zapłacić je jeszcze raz.