„AdA", czyli obowiązująca od 25 czerwca 2017 r. nowelizacja ustawy – Prawo farmaceutyczne, przewiduje, że nową aptekę może prowadzić tylko farmaceuta lub farmaceuci w wybranych spółkach osobowych. Nowe placówki obowiązują też kryteria geograficzno-demograficzne – na jedną aptekę ma przypadać co najmniej 3 tys. mieszkańców w danej gminie, a odległość między sąsiadującymi aptekami ma wynosić co najmniej 500 metrów.
Pomysłowi przedsiębiorcy również na to znaleźli sposób.
– Spółki zakładane przez farmaceutów szybko zmieniają właściciela. Z KRS wykreślany jest farmaceuta, a w jego miejsce wpisywana inna osoba, często przedstawiciel zagranicznych sieci aptecznych – tłumaczy Marcin Wiśniewski. W przypadku przejęć na słupa farmaceuta przejmuje istniejącą aptekę tylko formalnie. Jak zbadała ZAPPA, często robi to za pieniądze sieci aptecznej, która albo zatrudnia go potem w tej aptece, albo wymaga od niego tylko nazwiska, tytułu i pieczątki, a biznes koordynuje sama.
Dlaczego tak się dzieje? Farmaceuci winią niedostateczny nadzór Głównej Inspekcji Farmaceutycznej.
– Przy 100–120 inspektorach farmaceutycznych w skali kraju trudno skontrolować 14,3 tys. aptek. W efekcie GIF rozkłada ręce, a nieuczciwi przedsiębiorcy łamią prawo – mówi Michał Byliniak, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej i prezydent Grupy Farmaceutycznej Unii Europejskiej.
– Ratunkowa dla polskiego aptekarstwa „AdA" wprowadziła regulacje typowe dla większości krajów Europy, blokujące rozwój sieci i mające przywrócić aptekom ich pierwotną, ważną rolę w systemie ochrony zdrowia. Degradacji nie udało się jednak zatrzymać wobec narosłej przez lata przewagi korporacji sieciowych – mówi Marcin Wiśniewski.