W efekcie nieprzerwanie biegną – przykładowo – terminy przedawnienia roszczeń cywilnych. Co to oznacza? Że okres, w którym możemy dochodzić np. zapłaty faktury w sposób przymusowy (w sądzie) trwa także w trakcie epidemii. A po jej zakończeniu może zostać nam niewiele czasu na wniesienie pozwu czy zawezwania do próby ugodowej celem przerwania biegu przedawnienia.
Z drugiej strony, ta sama ustawa – z ostatnim dniem marca – zawiesiła bieg terminów procesowych i sądowych. Oznacza to, że jeśli stronie postępowania sądowego otworzył się przed tą datą np. termin na wniesienie apelacji od wyroku, to na czas epidemii jego bieg się zatrzymuje. Ponieważ jednak sądy funkcjonują – nie doszło do zawieszenia postępowań sądowych w wyniku zaprzestania czynności przez sąd wskutek siły wyższej – to nie doszło też do „urzędowego" zawieszenia biegu przedawnienia. Byłoby tak wówczas, gdyby z powodu siły wyższej uprawniony nie mógł dochodzić roszczeń przed sądem lub innym organem powołanym do rozpoznania danej sprawy (na czas trwania przeszkody, np. w wypadku całkowitego zamknięcia sądu z powodu kwarantanny). Sądy działają więc – mimo utrudnień organizacyjnych – w miarę normalnie. I tę normalność, w połączeniu z elementem zaskoczenia, dobrze jest wykorzystać, aby już teraz zadbać o swoje interesy. Kiedy machina sądowa ruszy na dobre, kolejki do rozpoznania sprawy tylko się zwiększą, a środki na rachunku dłużnika mogą szybko stopnieć.
Szybka ścieżka
Postępowanie cywilne oferuje przedsiębiorcom trzy ścieżki szybkiego działania w celu odzyskania należności. I, jak się wydaje, przynajmniej dwie z nich okazują się skuteczne mimo pandemii. Dlaczego? Bo zakładają działanie z zaskoczenia i wywołują skutek – zanim dłużnik dowie się, że podjęliśmy kroki zmierzające do egzekucji.
Wniosek o zabezpieczenie
Wniosek o zabezpieczenie był od zawsze używany często i chętnie przez przedsiębiorców jako narzędzie do szybkiego zapewnienia sobie ochrony: zajęcia środków na rachunku czy innych składników majątku dłużnika. Zwłaszcza wtedy, gdy istniały przesłanki, że zanim uda się uzyskać pozytywne orzeczenie sądu, majątek dłużnika się zdematerializuje. A w realiach polskich sporów sądowych na wyrok zasądzający zapłatę od dłużnika trzeba czekać w pierwszej instancji dobrych kilka lat.
Teraz, kiedy sądy odwołują rozprawy i zawieszone zostały terminy procesowe, powstają kolejne zaległości. Kiedy bowiem nie biegnie termin do złożenia zażalenia, apelacji czy odpowiedzi na pozew, strona nie ma obowiązku go składać. I jest to rozwiązanie słuszne, bo zabezpiecza interes tych podmiotów, które z powodu epidemii napotykają na ograniczenia organizacyjne. Trzeba mieć jednak świadomość, że kiedy sytuacja w sądach wróci do normy, to nastąpi przeciążenie i tak już ledwie wydolnego systemu. Jaki będzie tego skutek dla przysłowiowego Kowalskiego? Na rozpoznanie swojej sprawy poczeka dłużej. Dużo dłużej. Co więc zrobić, żeby zminimalizować skutki sądowego przestoju? Rozważyć wniosek o zabezpieczenie już teraz.
Zabezpieczenie to instytucja postępowania cywilnego działająca trochę jak zamrażalnik. Jeśli uda się nam uprawdopodobnić nasze roszczenie i wykazać, że słusznie obawiamy się, że jego egzekucja może się za parę lat okazać niemożliwa lub poważnie utrudniona (tzw. interes prawny), sąd pozwoli nam na zajęcie elementów majątku przeciwnika na czas trwania sprawy o zapłatę. W takiej sytuacji możemy od razu złożyć do komornika wniosek o zajęcie składników majątku dłużnika „na poczet" przyszłej zapłaty. Jest to, co prawda, tylko zabezpieczenie, czyli środki pieniężne zajęte na rachunku naszego dłużnika nie znajdą się od razu na naszym koncie, ale będą – do czasu uprawomocnienia się nakazu zapłaty – w bezpiecznym depozycie.