rz: Nowela kodeksu karnego wprowadzająca konfiskatę rozszerzoną właśnie wchodzi w życie. Od początku budziła wiele emocji, zebrała też dużo krytycznych uwag. W trakcie prac sejmowych projekt uległ pewnym zmianom. Jest się więc czego bać czy nie?
Michał Romanowski: Zawsze jest się czego bać, gdy pojawia się narzędzie, co do którego nie mamy pewności, jak się będzie z niego korzystać. Zbyt szeroki jest katalog przestępstw, których popełnienie skutkować będzie utratą majątku. Zgadzam się, że każde przestępstwo jest zachowaniem nagannym, ale do sprawców wszystkich czynów należy stosować zasadę proporcjonalności. Uważam, że w wielu przypadkach przewidzianych w tej ustawie nie jest ona zachowana.
Nowymi przepisami najbardziej zaniepokojeni są przedstawiciele biznesu. Czy ich obawy są uzasadnione?
Moim zdaniem tak. Lekki lifting ustawy w Sejmie nie sprawił, że wątpliwości zniknęły. Nadal zbyt łatwo będzie doprowadzić do ruiny niejedną firmę. W tego rodzaju przestępstwach szybkość nie jest wartością podstawową. Jest nią rozwaga.
Autorzy projektu, po tym jak go upublicznili, wprowadzili do niego kilka zmian. Przesądzili m.in., że o wprowadzeniu zarządu komisarycznego w firmie zadecyduje prokurator, ale od jego decyzji będzie się można odwołać do sądu. To daje pewne gwarancje.