W czwartek Aleksandra Wiktorow, rzecznik finansowy, przedstawiła najnowszy raport „Ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym". Wynika z niego, że w latach 2013–2015 do biura rzecznika wpłynęło przeszło 3700 skarg od klientów instytucji finansowych, którzy podpisali umowę ubezpieczenia z częścią inwestycyjną, jednak zamiast zyskać obiecane przez doradcę wysokie odsetki, często tracili całe wpłacone pieniądze.
Zarabiali wszyscy, tylko nie klient
Mechanizm działania doradców finansowych w takich sprawach był zawsze podobny. Gdy pojawiał się klient z większą gotówką, np. z nagrody jubileuszowej czy odprawą emerytalną, by złożyć te środki na lokacie bankowej, proponowali bardzo korzystną inwestycję w polisolokatę. Zapewniali przy tym, że środki w każdym czasie można wypłacić, bez ich utraty. W praktyce okazywało się to niemożliwe.
Takich umów było wiele, i to różnych rodzajów, w zależności od tego, której firmy ubezpieczeniowej była to polisa. Jedno było pewne: za każdą podpisaną umowę doradca finansowy dostawał wysoką prowizję wynoszącą od 100 do 150 proc. rocznej składki na to ubezpieczenie. Przy miesięcznej składce 200 zł doradca dostawał więc 2–3 tys. zł jednorazowej prowizji. Zdarzało się jednak, że prowizja doradcy wynosiła ponad 300 tys. zł. Potem kontakt z nim się urywał. Szczególnie gdy okazywało się, że klient nie jest w stanie wycofać wpłaconych pieniędzy.
Firmy ubezpieczeniowe oferujące feralne polisy wpisywały do umów wiele klauzul niekorzystnych dla klienta, które miały na celu pozbawienie go środków w razie przedwczesnej wypłaty. Niejasne zapisy dotyczące inwestowania pozwalały ubezpieczycielom manipulować wartością wyceny jednostek funduszy inwestycyjnych zakupionych za pieniądze klientów. Kilka miesięcy od wpłaty środki topniały o 50 proc. Gdy klient chciał wycofać pieniądze, okazywało się, że umowa przewiduje opłatę likwidacyjną w wysokości 100 proc. pozostałych środków.
Nawet gdyby klient zdecydował się na utrzymanie umowy do końca, wiązało się to z potrącaniem na rzecz ubezpieczyciela opłat za zarządzanie pieniędzmi klienta w wysokości od 1 do 4 proc., co w perspektywie kilkunastu lat gwarantowało instytucji finansowej zyski idące w dziesiątki tysięcy złotych.