Przeciwko projektowi ustawy o inwestycjach w energetykę wiatrową autorstwa posłów PiS protestują przedsiębiorcy, Związek Gmin Wiejskich RP oraz organizacje ekologiczne.

– Postulowane zmiany są skrajnie niekorzystne dla farm wiatrowych. Utarło się ptrzekonanie, że energetyka wiatrowa to samo zło. To nieprawda. Postanowiliśmy więc przekazać marszałkowi Sejmu oraz pani premier list, w którym zwracamy uwagę na zagrożenia, jakie niosą z sobą poselskie propozycje – tłumaczy Marek Olszewski ze Związku Gmin Wiejskich RP.

Autorzy listu liczą, że posłowie załagodzą swoje propozycję. Na razie jednak się na to nie zanosi.

Zbyt duża odległość

W liście organizacje przedsiębiorstw energetycznych, ekologiczne oraz gmin zwracają uwagę przede wszystkim na dwa główne problemy. Pierwszy dotyczy odległości farm wiatrowych od zabudowań mieszkaniowych.

Zgodnie z projektem minimalna odległość wiatraków od zabudowań mieszkalnych ma wynosić co najmniej dziesięciokrotność całkowitej wysokości elektrowni mierzonej od poziomu gruntu do najwyższego punktu, wliczając elementy techniczne (także śmigi). Oznacza to, że za każdym razem odległość będzie inna i wyniesie od 1,5 do 2,5 km.

– Chcemy, żeby autorzy projektu zastanowili się jeszcze nad tą propozycją. Narzucanie odległości wynoszącej dziesięciokrotność całkowitej długości elektrowni to duża przesada. Wystarczy przecież zdecydowanie mniejsza odległość – uważa Grzegorz Skarżyński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. – Analizy wyraźnie wskazują, że normy akustyczne zostają spełnione, nawet jeżeli ta odległość wyniesie 500 m. Jeżeli zapis projektu dotyczący odległości się nie zmieni, to większość elektrowni przestanie istnieć – dodaje.

– Problem w Polsce mamy taki, że mamy rozproszoną zabudowę – zwraca uwagę Marek Olszewski. Zawsze więc, czy się tego chce czy nie, inwestycja będzie w jakimś stopniu kolidowała z istniejącą zabudową. Nie oznacza to jednak, że będzie miała na nią zły wpływ – tłumaczy.

Za wysokie opłaty

Drugi problem, na jaki zwraca się uwagę w liście, dotyczy zwiększenia obciążeń fiskalnych. Chodzi o podatek o nieruchomości oraz opłatę pobieraną przez Urząd Dozoru Technicznego.

Projekt zmienia definicję budowli w odniesieniu do elektrowni wiatrowej. Do budowli zaliczany będzie cały wiatrak, a nie tylko jego wybrane elementy, co zwiększy wysokość podatku od nieruchomości. Ponadto przedsiębiorcy będą musieli uiszczać Urzędowi Dozoru Technicznego opłatę w wysokości 0,5 proc. od wartości inwestycji.

Efekt tego będzie taki, że wzrosną koszty prowadzenia farm wiatrowych, co może doprowadzić do upadłości najbardziej innowacyjnej branży przemysłu oraz zwiększy ryzyko niespełnienia wymogów Unii Europejskiej w zakresie rozwoju energetyki odnawialnej.

Rewolucji nie będzie

Tymczasem sprawozdanie podkomisji, którym w środę zajmie się komisja, niewiele się różni od projektu, który wpłynął do Sejmu. Mimo to posłowie zapewniają, że są otwarci na argumenty gmin oraz przedsiębiorców. Ich zdaniem projekt zawiera zmiany, które są ukłonem w ich kierunku.

– Podjęliśmy decyzję, że zmiany dotyczące podatku od nieruchomości będą obowiązywać od 2017 r. – mówi poseł Bogdan Rzońca (PiS). Inna zmiana dotyczy tego, że w wypadku formalności związanych z budową farm rozpoczętych przed wejściem w życie tej ustawy przedsiębiorcy będą mogli dokończyć je na starych zasadach bez względu to, czy budują na terenach objętych miejscowym planem czy nie (mają na to trzy lata).

– To drobne zmiany, a nie wyjście naprzeciw postulatom branży – uważa Grzegorz Skarżyński. To oczywiste, że podatków nie można zmieniać w trakcie roku podatkowego, a ta druga zmiana respektuje jedynie prawa nabyte przedsiębiorców.