Tak, ale były to przepisy wydane z naruszeniem konstytucji. Zaistniało bezprawie legislacyjne, bo rząd zakazał działalności gospodarczej poprzez wydanie rozporządzenia, czyli aktu prawnego niższego rzędu. Złamał tym Konstytucje RP, która w art. 22 wyraźnie przewiduje, że ograniczenie wolności działalności gospodarczej może nastąpić tylko w drodze ustawy. Rządowe rozporządzenie może doprecyzowywać jedynie pewne szczegóły tego, co przewiduje ustawa, jest to niejako techniczne uściślenie ustawowych zasad. Ale jeśli samo rozporządzenie stanowi coś, czego nie przewidziano w ustawie, czy też rozszerza normę przewidzianą w ustawie, mamy do czynienia z deliktem legislacyjnym. Wydany w ten sposób przepis rozporządzenia nie ma mocy prawnej. Skoro przepis nie jest wiążący, to nie można mówić o karze za jego nieprzestrzeganie. Takie właśnie było rozumowanie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu.
Pewnie sytuacja byłaby trochę inna, gdyby wprowadzono któryś ze stanów nadzwyczajnych, np. stan klęski żywiołowej.
Oczywiście, takie stany przewidziano w konstytucji na szczególne okoliczności, gdy dobro ogólne wymaga ograniczania praw obywateli. Być może wiosną nie wprowadzono stanu klęski żywiołowej, bo to odsuwałoby w czasie wybory prezydenckie. Nie chcę się tu wgłębiać w politykę, ale faktem jest, że te wybory się już odbyły, a więc po nich stan nadzwyczajny można było ogłosić. Tymczasem rząd wciąż zakazuje działalności niektórych przedsiębiorców w drodze rozporządzeń. Co gorsza, są one często zmieniane, powstaje wielki chaos prawny, a nikt też nie wie, jak długo on potrwa. To praktyki dalekie od porządku konstytucyjnego. Cierpi na tym nie tylko ład prawny, zaufanie obywateli do państwa i stanowionego przez nie prawa, ale i przedsiębiorcy narażeni na straty. Gdyby wprowadzono stan nadzwyczajny, to z mocy specjalnej ustawy przedsiębiorcy mogliby otrzymać odszkodowania za szkody majątkowe wywołane ograniczeniem praw i wolności.
Wyrok WSA w Opolu, jeśli zyska prawomocność, może oznaczać, że dany przedsiębiorca nie zapłaci kary. A inni? Czy też będą mogli się na ten wyrok powoływać i starać nie tylko o uniknięcie kar, ale też o odszkodowania?
Choć nie mamy w Polsce prawa precedensowego, na wyrok ten oczywiście można i trzeba się powoływać, licząc, że niezawisłe sądy przyjmą taki tok rozumowania jak WSA w Opolu. Z doświadczenia wiem jednak, że gdy pozywa się o odszkodowanie Skarb Państwa, sady są dość ostrożne w zasądzaniu odszkodowań. Moja kancelaria prowadziła kiedyś sprawę biznesmena, który w procesie karnym został prawomocnie uniewinniony. Niestety, przez urzędniczą rażącą niedbałość wpisano w rejestrze karnym, jakoby został skazany. Przez jakiś czas, zanim sprawę wyjaśniono, nie mógł on przez to pełnić funkcji w zarządzie firmy, bo wzmianka o rzekomym skazaniu na trwałe znalazła się też w Krajowym Rejestrze Sądowym. Naruszało to poważnie dobre imię i interesy tego biznesmena, więc złożyliśmy pozew przeciwko Skarbowi Państwa o zadośćuczynienie za krzywdę. I choć wina urzędnika nie budziła w tej sprawie żadnych wątpliwości, krzywdę obywatela sądy powszechne wyceniły jedynie na kwotę 10 tys. zł. Przypomnijmy, że mieliśmy do czynienia z rażącym naruszeniem prawa przez funkcjonariusza państwa, tj. ujawnieniem informacji o skazaniu, którego nie było, w powszechnie dostępnym dla każdego Krajowym Rejestrze Sądowym. Dopiero Sąd Najwyższy, do którego sprawa trafiła w wyniku kasacji, podniósł zadośćuczynienie do 100 tys. zł i stwierdził m.in., że tak niska kwota nie licuje z powagą państwa. Trzeba być zatem gotowym na to, że sądy powszechne mogą nie być skore do zasądzania wysokich odszkodowań od Skarbu Państwa, traktując budżet jako dobro wspólne. Powyższy przykład pokazuje jednak, że warto walczyć do końca. Przedsiębiorców, którzy będą dochodzić odszkodowania za zamkniecie firm w czasie pandemii, czeka trudna droga. Można powiedzieć: krew, pot, łzy i długie oczekiwanie na prawomocny wyrok.
Czy więc warto rozważać taką walkę?