Tuż przed majowymi wyborami do europarlamentu przyspieszają prace nad zmianami w unijnych przepisach, które mają utrudnić życie polskim firmom transportowym. Opanowały one już grubo ponad 30 proc. wartych dziesiątki miliardów euro unijnych przewozów międzypaństwowych, tzw. cross-trade'ów i kabotażu.
Ku zaskoczeniu wszystkich pod koniec zeszłego tygodnia, po półtora roku prac, Komisja Transportu Parlamentu Europejskiego odrzuciła dwa pakiety zmian dotyczące delegowania i odpoczynku kierowców. Przyjęto natomiast zupełnie nowe propozycje niemieckiego socjalisty Ismaila Ertuga, zawierające dużo dalej idące ograniczenia.
– Odrzucone zmiany miały pomóc dostosować nowe unijne przepisy o delegowaniu kierowców do potrzeb transportu międzynarodowego – tłumaczy Maciej Wroński, prezes Transport i Logistyka Polska. – Choć nie były dla nas satysfakcjonujące i przez ponad rok staraliśmy się o dopasowanie ich do naszych potrzeb, to zawierały też ułatwienia dla transportu. Po ich odrzuceniu zostaliśmy z niczym, a nawet gorzej, bo z nowymi propozycjami zmian, które spowodują, że polscy przewoźnicy będą musieli oddać międzynarodowy rynek transportu i skupić się na przewozach krajowych i dwustronnych – wyjaśnia.
Propozycja Ertuga przewiduje m.in., że każdy przewoźnik większość swojej działalności musi wykonywać na takich właśnie trasach. Inaczej straci licencję.
Kolejna zmiana to obowiązek stosowania do kierowców przepisów kraju, w którym zwykle pracują. Trzeba więc będzie sprawdzać na nowych inteligentnych tachografach, gdzie w UE spędzili najwięcej czasu, i zawierać z nimi co miesiąc nowe umowy według prawa tego państwa i tam też pewnie płacić składki i podatki.