Choć tak zwana tarcza antykryzysowa ma wspierać przedsiębiorców, którym spadły obroty wskutek epidemii, to może się okazać, że pomocy nie otrzymają firmy, które jej najbardziej potrzebują. To znaczy małe, które ze względu na skalę działalności są zwolnione z VAT. Problem mogą mieć też firmy prowadzące działalność ustawowo z tego podatku zwolnioną. Tymczasem mechanizm mierzenia spadku obrotów opiera się właśnie na rejestrach VAT.
Zwolnieni są niewidoczni
Na ten problem zwróciła uwagę Krajowa Izba Doradców Podatkowych w liście do minister rozwoju Jadwigi Emilewicz. Jak zauważa, do KIDP napływają sygnały o odmowach przyznawania pomocy z Polskiego Funduszu Rozwoju. „Taki [oparty na rejestrach VAT – red.] sposób weryfikacji spadku obrotów u przedsiębiorców prowadzi do pominięcia tych, którzy tej pomocy naprawdę potrzebują" – pisze KIDP.
Czytaj także: Tarcza antykryzysowa: niektórzy podatnicy VAT nie mogą skorzystać ze wsparcia
W ten sposób poszkodowani są przedsiębiorcy, najczęściej mikro-, mali i średni, którzy nie przekroczyli limitu sprzedaży 200 tys. zł w ciągu roku. Do tej samej kategorii należą ci, którzy rozpoczęli działalność w trakcie roku i również nie przekroczą tego limitu ustalonego proporcjonalnie do liczby miesięcy w roku.
Status nie-VAT-owca mają jednak także inne firmy, które tego podatku nie płacą, bo ich działalność należy do kategorii zwolnionych z VAT. Dotyczy to np. usług medycznych, a więc lekarzy prowadzących prywatne gabinety (także dentystyczne). Do tej kategorii należą też np. samozatrudnione pielęgniarki i położne, nauczyciele świadczący prywatne nauczanie czy osoby opiekujące się niepełnosprawnymi. Wszystkich ich łączy jedno: nie muszą składać deklaracji rozliczających VAT (np. VAT-7 albo VAT-7K). System przyznawania antykryzysowej pomocy w ogóle więc ich nie widzi.