Pod koniec grudnia Komisja Nadzoru Finansowego podała listę usług, za które towarzystwa funduszy inwestycyjnych mogą oraz za które nie mogą płacić dystrybutorom. Od tego czasu ci drudzy szukają rozwiązań, które pozwoliłyby im nadal pobierać wynagrodzenia za sprzedaż funduszy. Jednym z nich mogłyby być nowe jednostki funduszy z niskimi opłatami, niezawierającymi kosztów dystrybucji.

Podobnie jak to jest w przypadku jednostek dystrybuowanych bezpośrednio przez internet, do których TFI zostały zobligowane ustawą. Przypomnijmy, że dotąd dystrybutorzy otrzymywali część – zwykle ponad połowę – opłaty za zarządzanie, która była wliczana w wycenę jednostek.

Resztę zostawiały sobie TFI. Taki sposób wynagradzania dystrybutorów został jednak zakwestionowany przez nadzorcę. TFI wciąż mogą im płacić, ale za czynności poprawiające jakość obsługi klientów, np. rekomendacje dla konkretnych instrumentów finansowych, narzędzia do budowania portfeli inwestycyjnych, aplikacje doradcze.

– To fakt, że nie świadczymy doradztwa inwestycyjnego dla klientów w Supermarkecie funduszy, jednak na rynku praktycznie nie ma drugiego takiego podmiotu, oferującego szeroką gamę funduszy, regularnie analizowanych i monitorowanych zgodnie z wytycznymi rynków docelowych. A ponadto w pełnej integracji z usługami i systemem bankowym – twierdzi Krzysztof Bratos, dyrektor departamentu bankowości prywatnej mBanku. Przyznaje jednak, że jeśli przepisy i stanowisko KNF wciąż będą zmierzać w obecnym kierunku, to mBank będzie szukać innych rozwiązań. – Jednym z nich jest pomysł, aby towarzystwa dostarczały tzw. czyste jednostki, ze znacznie mniejszą opłatą za zarządzanie, która nie zawiera opłat za dystrybucję – zapowiada.