„Dzikie róże": Niedoceniona opowieść o Polsce

„Dzikie róże" Anny Jadowskiej to film o meandrach życia i popis gry Marty Nieradkiewicz.

Publikacja: 28.12.2017 16:47

Foto: Alter Ego Pictures

To także jeden z najbardziej skrzywdzonych polskich filmów w 2017 roku. Nie umiem wyjaśnić, jak to się stało, że „Dzikie róże" nie dostały szansy, by walczyć o Złote Lwy w Gdyni, a więc i na promocję, jaką zapewnia filmowi główny konkurs tego festiwalu. Ale najtrudniej jest być prorokiem we własnym kraju.

Potem ten oryginalny obraz Anny Jadowskiej wygrał festiwale w Cottbus i Sztokholmie, gdzie Impact Award przyznawana jest artystom, w których twórczości odbija się współczesny świat. W uzasadnieniu jurorzy napisali, że „Dzikie róże" są metaforą niezłomności człowieka.

Bohaterką jest młoda kobieta, matka dwójki dzieci. Mąż pracuje w Norwegii, ona boryka się z życiem sama, pod okiem gderliwej matki. Niby nie jest jej źle, mąż zarabia na dom, który budują, co jakiś czas wraca. Właśnie przyjechał na komunię córki. Ale codzienność to samotność, poczucie beznadziei, jakieś marzenia i tęsknota. Może za czymś, co Ewie pozwoliłoby odnaleźć samą siebie.

Ewa popełniła błąd, wdając się w romans z nastolatkiem, który stracił dla niej głowę. Za ten eksces będzie musiała zapłacić wysoką cenę. Poznajemy ją, gdy wychodzi ze szpitala, ale dopiero w ostatniej scenie dowiemy się, co tam robiła.

W tle jest zaś prowincjonalna Polska. Ta, która po 1989 roku nie stała się zamożna, nowoczesna i otwarta. To świat z trudem wiążący koniec z końcem, pełen plotek, nietolerancji, konserwatywnych wyobrażeń o roli kobiety. Świat, w którym nie można pozwolić sobie na szczyptę wolności.

Jest też w „Dzikich różach" polski katolicyzm – sztywny, zakłamany, pozbawiony empatii. Ponadto Anna Jadowska dotyka też tematu, który zaczyna pojawiać się na naszym ekranie: wyniszczającej emigracji. Mąż Ewy i tak jest w niezłej sytuacji, bo jego wyjazd nie okazał się porażką, Ma pracę, a przypływ gotówki pozwala powoli wykańczać dom. Jednak budowanie rodzinnych więzi leży w gruzach.

Reżyserka nie osądza. Niczego nie usprawiedliwia, ale patrzy na szarpaninę bohaterki z wyrozumiałością. Pod nieruchomą twarzą znakomitej Marty Nieradkiewicz kryje się wypalenie, rezygnacja. Ale zdarzają się momenty, które zmieniają wszystko. Dla Ewy to chwila, gdy w lesie gubi się jej dwuletni synek. Trauma każe znaleźć odpowiedzi na długo wypierane pytania.

„Dzikie róże" nie są perfekcyjne. Scenariusz chwilami siada, komunijny wątek wydaje się zbyt rozciągnięty. Ale ten film rozbija dobre samopoczucie widza, przynosi niepokój. A to bardzo dużo.

To także jeden z najbardziej skrzywdzonych polskich filmów w 2017 roku. Nie umiem wyjaśnić, jak to się stało, że „Dzikie róże" nie dostały szansy, by walczyć o Złote Lwy w Gdyni, a więc i na promocję, jaką zapewnia filmowi główny konkurs tego festiwalu. Ale najtrudniej jest być prorokiem we własnym kraju.

Potem ten oryginalny obraz Anny Jadowskiej wygrał festiwale w Cottbus i Sztokholmie, gdzie Impact Award przyznawana jest artystom, w których twórczości odbija się współczesny świat. W uzasadnieniu jurorzy napisali, że „Dzikie róże" są metaforą niezłomności człowieka.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach