Mimo wieku nie zamierza osiąść na laurach. W ostatnim roku pokazał aż trzy filmy: nakręconą w Japonii fabułę „Family Romans" oraz dwa dokumenty „Nomad. Śladami Bruce'a Chatwina" oraz „Herzog/Gorbaczow".
Jest twórcą chodzącym własnymi drogami. I tak naprawdę filmowym samoukiem. Urodził się w 1942 r. w Monachium, ale rósł w małej bawarskiej wsi, do której rodzice uciekli, gdy w czasie wojennych bombardowań zburzony został ich dom. Miał 11 lat, gdy dowiedział się, że istnieje kino. Do wioski przyjechał operator i puścił na prowizorycznie rozpiętym ekranie film. – Zakochałem się w tych ruchomych obrazach – mówi.
Rok później wrócił z rodzicami do Monachium. Tam dzielił mieszkanie z rodziną Klausa Kinskiego. – Wiedziałem już wtedy, że będę kiedyś robił filmy, a Klaus, nieobliczalny histeryk, będzie w nich grał – wspomina dziś Herzog.
Studiował literaturę niemiecką, historię i ekonomię, ale wszystko rzucił, by zająć się kinem. Nie studiował reżyserii, wsławił się za to kradzieżą kamery ze szkoły monachijskiej.
W wieku 21 lat założył Werner Herzog Filmproduktion. Pieniądze na pierwsze filmy odłożył, gdy jako uczeń nocami pracował w hucie. – Wiedziałem, że nikt nie sfinansuje tego, co chodziło mi po głowie – opowiada.