Świetny thriller bez bohaterów. Recenzja „Tenet”

Oczekiwany i zapowiadany jako hit 2020 roku wizjonerski „Tenet" Christophera Nolana to genialne widowisko, niemniej trudno w nie uwierzyć i trudno za nim nadążyć.

Aktualizacja: 29.08.2020 20:39 Publikacja: 27.08.2020 18:04

W filmie „Tenet” główne role grają John D. Washington (z lewej) i Robert Pattinson. Już na ekranach

W filmie „Tenet” główne role grają John D. Washington (z lewej) i Robert Pattinson. Już na ekranach

Foto: WARNER BROS.

Szkoda spóźnić się na ten film. Nolan już w „Mrocznym rycerzu" dowodził, że przyswoił lekcję Hitchcocka i zaczyna od trzęsienia ziemi, by potem trząść tylko mocniej. Otwierająca sekwencja „Teneta" to wypisz wymaluj atak na teatr w moskiewskiej Dubrovce z 2002 r.

Terroryści zajmują budynek, do akcji wkraczają służby specjalne i rozpoczyna się szturm. Ale jednego z antyterrorystów obchodzi tylko torba w szatni z tajnym ładunkiem. Jego misja się nie powiedzie, obudzi się na torowisku, a ruski zbir torturuje go, wyrywając mu zęby.

Kadr w tej scenie jest symetryczny. Bohater grany przez Johna Davida Washingtona (36-letni syn Denzela Washingtona), siedzi pośrodku, a po jego dwóch stronach suną pociągi. Z tym że jeden jedzie do przodu, drugi do tyłu.

Takich odwróconych obrazów jest więcej, skoro to opowieść o podróżach na osi czasu. Ale u Nolana nie może być zwyczajnie. Jego bohaterowie nie przenoszą się w czasie, oni idą pod jego prąd ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wystrzelone kule cofają się do lufy, samochody skręcają w odwrotnych kierunkach, a ptaki latają do tyłu.

Obok nowego Bonda „Tenet" był najbardziej oczekiwanym blockbusterem 2020 roku obliczonym na krociowe zyski. Kosztownym w produkcji (205 mln dol., nie licząc promocji i marketingu), ale wyjątkowo pozostającym dziełem autorskim, na którego scenariusz i montaż (film trwa aż 150 minut) nie mieli wpływu ludzie z wielkiego studia, tylko sam reżyser. Takie prawo mają wybrani – twórcy genialni, wizjonerzy; w tym przypadku te określenia to nie przesada.

Pandemia jednak pokrzyżowała plany branży i choć kina po jakimś czasie otwarto, to wyświetlano jedynie przeboje z ubiegłych lat i podrzędne produkcje. Dopiero „Tenet" przełamuje tę posuchę, co ciekawe, na razie jeszcze poza USA, bo tam pandemia wciąż szaleje i ludzie boją się chodzić do kin, więc Warner Bros nie chciał wcześniej ryzykować na swym macierzystym rynku.

Czy ten ruch przyniesie sukces kasowy? To pytanie dotyczy nie tylko tego filmu, ale będzie sygnałem dla całej branży – dobrym lub złym.

Ekran ma znaczenie

Nie było lepszego filmowca, który przypomniałby ludziom, że wielkość ekranu ma znaczenie i nie wszystko warto oglądać na laptopie. Od pierwszych sekund, gdy oko kamery krąży po budynku opery przypominającym bunkier, a muzyka Ludwiga Göranssona podnosi włosy na głowie, czujemy, że właśnie po to został wymyślony kinematograf. Zdjęcia Hoyte van Hoytemy są bezbłędne – dynamiczne, widowiskowe i przemyślane w każdym ujęciu – inaczej ustawione oświetleniowo i kolorystycznie w zależności od tego, czy akcja idzie linearnie czy w kontrze do chronologii.

Pościgi samochodowe to „Matrix" i „Ronin" na Nolanowskich dopalaczach. Nie brakuje też znakomitych scen walk wręcz i strzelanin w iście operowej oprawie. Gdy oglądamy scenę wybuchającego boeinga 747, mamy pewność, że nagrano eksplozję prawdziwego, a nie cyfrowego jumbo jeta. Reżyser chwali się, że efektów specjalnych jest w „Tenecie" mniej niż w komediach romantycznych. Przy takim budżecie można sobie pozwolić na trotyl i plastik, a nie cyfrową grafikę.

W warstwie fabularnej, kiedy odsączymy „Teneta" z nowatorskich zabiegów formalnych, zostanie nam uwspółcześniony zimnowojenny thriller sensacyjny. Nieprzypadkowo akcja rozgrywa się w państwach z pogranicza żelaznej kurtyny: w Estonii, na Ukrainie, w Norwegii i we Włoszech, tylko na moment odskakując do Bombaju. Bohaterowie poszukują części nuklearnego arsenału, a czarny charakter (Kenneth Branagh z rosyjskim akcentem) to komiksowy arcyłotr, który zamierza zniszczyć ludzkość.

Niedosyt czy przesyt

I chociaż dostaliśmy wspaniałe widowisko, pozostaje ogromne poczucie niedosytu, a u niektórych pewnie przesytu. W scenariopisarstwie istnieje kategoria „stawki". Te zaś powinny być dwie. Pierwsza kosmiczna – np. uratowanie ludzkości, planety albo chociaż przywrócenie moralności i ładu, druga powinna być mniejsza – bohaterowi zależy na bliskich, walczy o miłość lub o dobre imię. W „Tenecie" tej małej stawki zabrakło.

Nolan tak bardzo zafiksował się na formie, że zapomniał o bohaterach. Stworzył film palindrom o perfekcyjnej strukturze – równo w połowie następuje zderzenie dwóch porządków czasowych i akcja zaczyna niczym wskazówki popsutego zegara biec do tyłu – wiatraki kręcą się w przeciwną stronę, wody w oceanach przybywa, a środowisko jest czystsze. Ale gdzieś pośród tych ważnych spraw zagubiła się psychologia. Bohater chce uratować świat – ale dlaczego?

Zamiast ludzi są figury, główna postać nie ma nawet imienia, znamy go tylko jako Protagonistę. Elizabeth Debicki jako Kat, żona rosyjskiego oligarchy wciągnięta w intrygę, nie bardzo wie, co ma grać, a Kenneth Branagh szarżuje na granicy parodii. Pierwszoplanowych wykonawców – J.D. Washingtona i Roberta Pattinsona w roli Neila, „skrzydłowego" Protagonisty – ratuje charyzma i poczucie humoru.

Akcja tak bardzo pędzi naprzód, że trudno pytać o logikę. Kulminacyjną bitwę, gdzie w jednym ujęciu budynki na przemian wybuchają i powstają z ruin, oglądamy z rozdziawionymi ustami, ale po zapaleniu świateł w kinie możemy tylko wierzyć na słowo, że to wszystko naprawdę miało sens.

Szkoda spóźnić się na ten film. Nolan już w „Mrocznym rycerzu" dowodził, że przyswoił lekcję Hitchcocka i zaczyna od trzęsienia ziemi, by potem trząść tylko mocniej. Otwierająca sekwencja „Teneta" to wypisz wymaluj atak na teatr w moskiewskiej Dubrovce z 2002 r.

Terroryści zajmują budynek, do akcji wkraczają służby specjalne i rozpoczyna się szturm. Ale jednego z antyterrorystów obchodzi tylko torba w szatni z tajnym ładunkiem. Jego misja się nie powiedzie, obudzi się na torowisku, a ruski zbir torturuje go, wyrywając mu zęby.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach