Anna Trzebiatowska: Nasz wkład w kino niezależne

Dyrektorka artystyczna festiwalu Off Camera w Krakowie Anna Trzebiatowska o tegorocznej edycji.

Publikacja: 25.04.2019 18:02

Czy kino niezależne pokazywane na Off Camera jest takie jak na początku festiwalu?

Zaczynaliśmy, gdy w Stanach za produkcję „niezależną" uznawano wszystko, co powstawało poza hollywoodzkimi studiami. Dzisiaj wciąż jeszcze pokutują resztki tamtego myślenia. Wielkie wytwórnie, próbując zminimalizować ryzyko, robią remaki, sequele albo gwiazdorskie kino, które może przyciągnąć widzów. I tak Steven Soderbergh realizuje drogie produkcje dla Hollywoodu czy potężnych stacji telewizyjnych, ale potrafi też nakręcić „Niepoczytalną", szybko, za grosze. Są też twórcy tacy jak Ulaa Salim, który filmy robi wyłącznie za własne pieniądze, bo nie godzi się na ingerencję. Mam jednak wrażenie, że coraz częściej o niezależności decyduje nie system, w jakim film powstaje i jego budżet, lecz temat.

Był czas, gdy do kina niezależnego przylgnęła łatka: „ambitne, ale półamatorskie".

Dzisiaj te filmy mają zwykle świetne zdjęcia, sprawny montaż. Reżyser, dysponując dobrym scenariuszem, potrafi namówić do współpracy znakomitych fachowców. I aktorów, którzy kiedyś rzadko przyjmowali role w filmach kręconych poza Hollywood, a dziś pojawiają się w kinie niezależnym chętnie i przyciągają do niego widzów.

Kto w Ameryce może stać się takim „wabikiem"?

To też się zmienia. Do gwiazd, które od lat funkcjonują w kinie, dołączają gwiazdy telewizji. 20 lat temu jednym z nielicznych, którym udało się przeskoczyć z małego ekranu na duży, był George Clooney. Teraz wykonawca, który zyskał popularność w serialu, jest w cenie. Działa to zresztą w obie strony: dawniej reżyser filmowy pracę dla stacji telewizyjnej uznałby za degradację, dzisiaj wszyscy chcą realizować odcinki seriali. Nie tylko dlatego, że tam zarabia się dobre pieniądze. Zmieniły się same seriale: mają doskonałe scenariusze, a budżet odcinka bywa większy niż kinowej fabuły.

Stacje telewizyjne i platformy streamingowe mają duży udział w kinie niezależnym?

Na razie nie. Wysoka jakość dotyczy głównie seriali. Z filmami bywa różnie. Widzowie chcą mieć poczucie wyboru, a producenci i stacje wychodzą tym potrzebom naprzeciw. Jednak „dostarczanie kontentu" przekłada się na ilość, a nie jakość. Wśród produkcji stacji i platform nadal nie ma wielu filmów takich jak „Roma" Cuaróna czy „Ballada o Busterze Scruggsie" Coenów.

A co z Europą?

Kinematografie europejskie działają na innych zasadach niż amerykańska. Europa ma instytuty narodowe, fundusze, Eurimage. Inwestują tu w filmy agenci sprzedaży. I nie ma parcia na gwiazdy. Kto inny jest uważany za gwiazdę gwarantującą wpływy z kas, a kto inny za świetnego aktora. W Europie szanowani są aktorzy teatralni, a kino zawsze opierało się na scenariuszu.

Co więc kryje się dziś za szyldem „kino niezależne"?

Filmy autorskie – szczere, osobiste. A wtedy nieważne, czy to produkcja amerykańska, azjatycka czy polska. Takie opowieści niosą ludzki przekaz. Pomagają zrozumieć, jak to jest być emigrantem czy transdziewczyną.

Jak znajdujecie filmy?

Oglądamy kilka tysięcy tytułów. Jeździmy na festiwale, przychodzi też ze świata około 700 zgłoszeń. Do konkursu kwalifikujemy obrazy zapadające w pamięć. Zawsze namawiam selekcjonerów, by stawiali na twórców, których kolejny film sami chcieliby zobaczyć. Chcemy pokazywać filmy burzące nasze myślenie o różnych zjawiskach i problemach. W tym roku szczególnie zainteresowały nas historie o tożsamości, o próbach odnalezienia się w rzeczywistości. Opowieści, w których autorzy szukają odpowiedzi na pytanie, co jest dla nas ważne. I często kwestionują to, co się uważa za normę.

Wymyślacie coraz więcej sekcji.

W tym roku jest na przykład sekcja poświęcona męskości, bo jej postrzeganie się ostatnio zmienia. Nic nie jest jednoznaczne. Przyglądamy się też komediom romantycznym. Poza fabułami pokażemy dokument „Romantic comedy", próbę spojrzenia na to, jak się pokazuje w kinie kobiety, mężczyzn, ich wzajemne relacje.

Stajecie się europejskim Sundance?

Mamy podobne założenie. Chcemy wspierać twórców, którzy próbują opowiadać oryginalne historie. Mamy podobne ambicje. Dzisiaj, żeby zainteresować kinem niezależnym media i zdobyć sponsorów, trzeba zaprosić gwiazdę dużego formatu. Kim Yutani, dyrektorka programowa Sundance, i nasza tegoroczna jurorka, była pod wrażeniem, że udało nam się namówić na przyjazd do Krakowa aktorkę Marcię Gay Harden. Najważniejsze jednak, że festiwal Roberta Redforda wspiera kino niezależne, organizując warsztaty i oferując granty dla twórców. My mamy w naszych konkursach bardzo wysokie nagrody, niespotykane gdzie indziej. Pozwalają one zwycięzcom choć na chwilę zapomnieć o problemach finansowych, w spokoju tworzyć następny film. I to też jest nasz wkład we wspieranie niezależnego kina.

Program Off Camera

Do 5 maja potrwa 12. Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego Mastercard Off Camera. Stawką w głównym konkursie „Wytyczanie drogi" jest Krakowska Nagroda Filmowa i 100 tys. USD. Zwycięzcę wyłoni jury z Allanem Starskim. Gremium z laureatką Oscara Marcii Gay Harden oceni 10 filmów polskich. „Słodki koniec dnia" Jacka Borcucha, „Krew Boga" Bartosza Konopki i „Okna okna" Wojciecha Solorza – będą pokazane przedpremierowo. Będą sekcje „Gdzie ci mężczyźni?", „Amerykańscy niezależni", „Na górze róże, na dole fiołki", czyli zestaw komedii romantycznych, a także nocne pokazy na dachach kamienic i projekcje na placu Szczepańskim, koncerty. Gośćmi SerialCon będą twórca „Mostu nad Sundem" Christian Wikander i Joseph Mawle, znany z „Gry o tron". Środowisko spotka się na Pro Industry, debacie o prawie autorskim i relacjach z prywatnymi inwestorami. Zaprezentują swoje nowe projekty. —bh

Czy kino niezależne pokazywane na Off Camera jest takie jak na początku festiwalu?

Zaczynaliśmy, gdy w Stanach za produkcję „niezależną" uznawano wszystko, co powstawało poza hollywoodzkimi studiami. Dzisiaj wciąż jeszcze pokutują resztki tamtego myślenia. Wielkie wytwórnie, próbując zminimalizować ryzyko, robią remaki, sequele albo gwiazdorskie kino, które może przyciągnąć widzów. I tak Steven Soderbergh realizuje drogie produkcje dla Hollywoodu czy potężnych stacji telewizyjnych, ale potrafi też nakręcić „Niepoczytalną", szybko, za grosze. Są też twórcy tacy jak Ulaa Salim, który filmy robi wyłącznie za własne pieniądze, bo nie godzi się na ingerencję. Mam jednak wrażenie, że coraz częściej o niezależności decyduje nie system, w jakim film powstaje i jego budżet, lecz temat.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach