„Twarz” prawdziwa czy fałszywa

Pro i Kontra: Film Małgorzaty Szumowskiej sprowokował skrajne oceny recenzentek „Rzeczpospolitej”.

Aktualizacja: 04.04.2018 21:02 Publikacja: 04.04.2018 18:18

Foto: kino świat/Bartosz Mrozowski

Barbara Hollender

To krzyk artystki – film o tym, co ją boli we własnym kraju. Ale też uniwersalna przypowieść o nietolerancji, o prawie do inności i budzeniu się do wolności.

Pierwsza transplantacja twarzy dokonana w Centrum Onkologii w Gliwicach i postawienie w Świebodzinie w 2010 roku 36-metrowego, wyższego niż w Rio de Janeiro pomnika Chrystusa Króla. Te dwa wydarzenia zainspirowały Małgorzatę Szumowską i Macieja Englerta do napisania scenariusza „Twarzy".

Bohater filmu tytułową twarz traci w wypadku na budowie pomnika. Po ratującym życie przeszczepie Jacek wraca na wieś z nowym obliczem: z grymasem ust, półprzymkniętym okiem, bełkocząc niezrozumiale, bo wciąż wymaga rehabilitacji. I nic nie jest, jak było. Matka uważa go za obcego, wiejskie dzieci biegają za nim, krzycząc: „Ryj!", narzeczona znalazła sobie innego adoratora, a niedoszła teściowa pyta, jakie dzieci mogłoby spłodzić takie monstrum.

Szumowska zrobiła film o prowincjonalnej Polsce. O świecie zachwycającym się pięknymi krajobrazami, a jednocześnie pełnym nietolerancji, chamstwa, fałszywego poczucia siły. Sportretowała kulturę disco polo i mężczyzn, którzy w knajpie opowiadają dowcipy o Żydach i muzułmanach. I zakłamany, siermiężny katolicyzm, gdzie łatwiej postawić groteskowy pomnik, niż okazać empatię człowiekowi, który przestał pasować do obowiązującego schematu. Gdzie ksiądz wygłasza kazanie o miłości bliźniego, a nawet zbiera pieniądze na rehabilitację dla Jacka, ale jednocześnie sprowadza egzorcystę, żeby wypędzić z jego ciała „tego drugiego", który umierając, oddał mu swoją twarz.

Film Szumowskiej dzieli się na dwie części. Pierwsza tonie w drastycznych obrazach przaśności, w języku, w którym słowo „ch..." nadaje się na każdą okazję, w wiszącej w powietrzu agresji i chciwości, która w sklepie doprowadza do zabijania się o przeceniony towar, a nad grobem ojca każe dzieciom pobić się o schedę.

Reżyserka pokazuje utopione we własnym sosie, niepewne swojej tożsamości społeczeństwo, gdzie stara komunistyczna mentalność miesza się z nową kapitalistyczną zachłannością. Robi to z dystansem. Widzowie w czasie seansu śmieją się niemal non stop, dopóki nie zastygną w przerażeniu. To prawda, ten obraz jest przerysowany, ale artysta ma prawo krzyczeć. Pokazywać to, co go w jego własnym kraju boli.

Druga część filmu jest już opowieścią o prawie do inności. Chłopak, który był nieodrodnym dzieckiem tego świata, nagle sam staje się „obcy". W zamkniętym środowisku tylko kilka osób się go nie przestraszy: pomagająca mu siostra, dziadek, który powie wnukowi: „Jesteś taki sam". Jacek zrozumie, że dla reszty zawsze już będzie dziwolągiem. I że musi się z tego świata wyrwać.

„Twarz" jest sprawnie zrealizowana, nastrój filmu tworzą zdjęcia Michała Englerta, świetny Mateusz Kościukiewicz wszystko potrafi zagrać nieruchomą twarzą, bo uczucia kryje na dnie oczu.

Powstał intrygujący film: przekraczający granice rzeczywistości i zamieniający się w refleksję nad współczesnym światem.

Małgorzata Piwowar

Niedobrze, gdy reżyser nie lubi i nie rozumie świata, o którym opowiada. Trudno mu wtedy wyjść poza mętne stereotypy i opowiedzieć interesującą historię przynoszącą pożytek widzom.

Tak właśnie ma się rzecz z Małgorzatą Szumowską i jej kolejnym filmem, który jest zlepkiem wyobrażeń na temat obcego jej świata, a ma się stać portretem współczesnej Polski. Tej prowincjonalnie zacofanej, nietolerancyjnej, pełnej hipokryzji, głupoty i wstecznego katolicyzmu. By pomieścić wszystkie swoje przemyślenia na ten temat, Szumowska zrealizowała rodzaj baśni – przypowieści o człowieku, który stracił twarz w wypadku, a kiedy przeszczepiono mu nową, w swoim rodzinnym, wiejskim środowisku stał się obcy nawet dla bliskich.

W tej opowieści wszystko jest czarno-białe. Jest więc bohater pozytywny – Jacek, przed wypadkiem tamtejszy odmieniec z długimi włosami, ale w środku szlachetnie nieodgadniony, romantyczny, jeżdżący oldskulowym czerwonym fiatem 126p. Cała reszta – poza bezkrytycznie go kochającą i jednowymiarowo nakreśloną postacią siostry – to prymitywni, na różne sposoby pokazani członkowie rodziny, sąsiedzi, członkowie lokalnej społeczności.

Scena spowiedzi na przykład pomnożona została przez trzy, by nie pozostawić złudzeń w sprawie śmieszności i głupoty tego rytuału. Zatem pokazana została lubieżność księdza dopytującego spowiadającą się dziewczynę w sprawie jej chłopaka („gdzie się dotykacie? jak się dotykacie?"), głupota matki, która po operacji nie potrafi kochać syna, o czym mówi księdzu („patrzy jak jakiś zboczeniec, czy taki może być zbawiony?"), rozmowa w konfesjonale mężczyzny z księdzem, że „porno to już zdrada".

Nie dość jednak reżyserce pokazywania skrajności w tej sytuacji, więc dokłada jeszcze pokazywanie w sposób ośmieszający egzorcyzmów i sceny pierwszej komunii, do której mała dziewczynka zajeżdża karocą, ubrana w królewską niemal suknię. Znajdują się w tym filmie i mniej spektakularne sceny, ale dopełniające dzieła zniszczenia – sfilmowani w czasie snu domownicy, którzy ani strojami, ani sposobem ułożenia ich przed kamerą nie wzbudzają sympatii, wszechobecny alkohol wlewany do wykrzywionych twarzy, kłótnia nad grobem o podział majątku rodem z komedii slapstickowej.

Szumowska lubi stawiać kropkę nad „i", nie zostawiać niedopowiedzeń. Karykatura jest dla niej sposobem na pokazanie rzeczywistości, którą lepiej chyba zna z mediów niż osobistego doświadczenia, nawet jeśli w wywiadach mówi, że od dziecka bywa na polskiej prowincji. Cóż, nie wystarczy patrzeć, by widzieć, tak jak nie wystarczy obserwować, by rozumieć.

Stawiając tezę, że hipokryzja zależy od miejsca życia i wykształcenia, reżyserka daje dowód, że życie ogląda raczej z poziomu poczucia wyższości, a to na ogół przynosi kiepskie skutki, nawet jeśli są oddalone w czasie...

Rada bym zobaczyć tę samą historię, którą usytuuje w bliskiej sobie, ciepło-przyjaznej, kulturalnej, inteligenckiej rzeczywistości. O ile zechce, no i będzie potrafiła pokazać ją naprawdę.

Barbara Hollender

To krzyk artystki – film o tym, co ją boli we własnym kraju. Ale też uniwersalna przypowieść o nietolerancji, o prawie do inności i budzeniu się do wolności.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
„Back To Black” wybiela mrok życia Amy Winehouse
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Film
Rosja prześladuje jak za Stalina, a Moskwa płonie w „Mistrzu i Małgorzacie”
Film
17. Mastercard OFF CAMERA: Nominacje – Najlepsza Aktorka, Aktor i Mastercard Rising Star
Film
Zbrojmistrzyni w filmie "Rust" skazana na 18 miesięcy więzienia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Film
„Perfect Days” i "Anselm" w kinach. Wim Wenders uczy nas spokoju