Jest chasydem, a – jak mówi — dla chasyda rebe jest całym światem. On do swojego rebe, cadyka spoczywającego na cmentarzu w Gorlicach w południowej Polsce, przyjeżdża co roku od 30 lat.
- Nie jestem jego wnukiem ani żadnym krewnym. Jestem zwykłym chasydem – wyjaśnia Moszkowicz.
Mówi, że to wszystko z powodu cudu z samolotem. Kiedy leciał samolotem do syna rebego, nagle, nad oceanem, zobaczył, że silniki samolotu zajęły się ogniem. Udało się jednak szczęśliwie wylądować, co uważa za cud wymodlony przez rebego.
- To dla mnie cały świat – mówi Moszkowicz. – Kiedy tu przyjeżdżam, czuję, że rozmawiam z Bogiem. Dostaję to, czego potrzebuję na cały rok.
Uważa, że każdy człowiek ma zadanie do wykonania, a jego polega na zatroszczeniu się o miejsce pochówku cadyka, uporządkowania miejscowego cmentarza, na którym spoczywa. I robi to. A kiedy wraca do Izraela, każdego dnia budzi się z myślą o swoim świętym miejscu. Jego żona mówi, że przez sen woła: „Gorlice! Gorlice!”.