Dość dawno – jeszcze za Platformy – potrzebowałem sporej sumy na nowy garnitur zębów, bo te, które posiadam naturalnie, odmówiły mi posłuszeństwa. Komplet uzębienia na implantach kosztuje tyle, ile przyzwoity samochód, udałem się więc do banku po pożyczkę. Odmówiono mi z powodu numeru PESEL wskazującego, jakim to zaawansowanym w latach jestem dziadygą. W najlepszym razie mogłem dostać pieniądze krótkoterminowo (przecież mogę umrzeć), ale przez dwa, trzy lata takiej pożyczki nie spłacę. Skoro nie można w bankach, udałem się do tak zwanego sektora pozabankowego. W firmie Europejska Grupa Finansowa – Council przyjęto mnie mile, dając nadzieję. Oczywiście uprzednio sprawdziłem, czy firma nie figuruje na liście ostrzeżeń KNF. Była czysta, tak samo jak kiedyś Amber Gold, GetBack, SKOK Wołomin czy inne grandziarstwa. Nie będę opisywał skomplikowanej umowy i trików cwanych „pozabankierów", dość powiedzieć, że już w 2016 roku firma zniknęła z rynku, a ja zostałem z potężnym długiem bankowym, za który grozi mi utrata wszystkiego, co posiadam. Nie tylko ja jeden, bo przez biura Council przewijały się tłumy podobnych klientów.

Dostojna KNF milczała, mimo że sprawa zrobiła się głośna. Chciałem skarżyć właścicieli firmy, ale sąd zażądał wadium, które przekraczało moje możliwości finansowe. Tak obywatel zostaje na lodzie, a oszuści brykają na wolności. Tu jest sedno sprawy: dopóki instytucja mająca strzec uczciwości w sektorze finansów politykuje i buja w giełdowo-bankowych obłokach (a teraz jeszcze chce zawłaszczać cudze banki), dopóty zwykły klient tych firm pozostanie bezbronny, a kwitnąć będą „Amber Goldy" i „Councile".