Wprawdzie Francja jest tylko upadłym, postkolonialnym mocarstwem, które powinno uczyć się od Polski, jak prowadzić politykę gospodarczą (tak jak kilkaset lat temu Francuzi uczyli się od nas używać widelca), lecz słów Macrona należy uważnie słuchać. Nie tylko dlatego, że Francja to jedna z najpotężniejszych gospodarek świata. Ale również dlatego, że od 60 lat jest jednym z głównych rozgrywających w polityce europejskiej. Prawda, Francja jest dziś wyraźnie słabsza od Niemiec, a popularność prezydenta silnie spada nawet u niego w domu. Ale jej siłą była i jest klarowna wizja integracji europejskiej – i uporczywa, często brutalna skuteczność, z jaką potrafi forsować swój punkt widzenia.

Choć od dekad Francja działa w ścisłym tandemie z Niemcami, lecz nie oznacza to wcale pełnej zgody obu wizji Europy. Francja niezachwianie wierzy w siłę instytucji jako czynnika sprawczego zmian gospodarczych. Oznacza to przekonanie, że politycy powinni podejmować śmiałe decyzje dotyczące integracji politycznej i ekonomicznej, a efekty przyjdą same. Z kolei Niemcy wierzą w „teorię koronacji" – najpierw nauczmy się dobrze współdziałać, a dopiero wtedy obudowujmy tę współpracę instytucjami.

Tę odmienną filozofię dobrze widać po historii wprowadzenia euro. W roku 1970 premier Luksemburga Pierre Werner sporządził raport, w którym zalecił stworzenie wspólnej europejskiej waluty. Francja zaraz plan poparła, argumentując, że przyspieszy to proces integracji europejskiej. Jednak Niemcy, od lat przyzwyczajeni do twardej marki opartej na zdrowych budżetowych fundamentach, byli przeciw. Obawiali się, że wprowadzenie wspólnej waluty to wejście do jednej łódki, na której w celu obrony pieniądza trzeba będzie ratować każdego, kto skutkiem finansowej lekkomyślności znajdzie się w kłopotach. Kompromis udało się osiągnąć dopiero po 20 latach – w roku 1991, gdy spłacając dług wdzięczności za europejskie poparcie dla zjednoczenia Niemiec, Berlin bez entuzjazmu zgodził się na wprowadzający euro traktat z Maastricht. I w ten sposób słabsza Francja ostatecznie postawiła na swoim.

Dzisiaj Emmanuel Macron też proponuje ucieczkę do przodu. Jego receptą na liczne problemy, stojące przed Unią, jest wspólny rząd gospodarczy, parlament i budżet strefy euro, wspólna europejska armia i wspólny urząd azylowy. Niemcy będą prawdopodobnie temu niechętni. Ale kto wie, czy francuska uporczywa presja nie przyniesie kiedyś w tych sprawach przełomu.

Witold M. Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula