Nie to, że Polska musi zaraz zbankrutować. Wprawdzie emerytów jest u nas 9 milionów (rząd zrobił, co mógł, by ich liczba w ostatnim roku wzrosła), a dzieci, które załapały się na oryginalny 500+, było tylko 4 miliony, ale program można skonstruować w taki sposób, by nie był aż tak kosztowny. Nikt – na razie – nie obiecuje, że chodzi o dodatkowe 500 złotych płatne co miesiąc. To kosztowałoby rocznie 54 miliardy, czyli 2,5 proc. PKB, i oznaczało, że cały budżetowy cud premiera Morawieckiego natychmiast znika. Jeśli jednak chodziłoby o jednorazową wypłatę, najlepiej na święta (a jeszcze lepiej 20 października, w przeddzień wyborów samorządowych), to mówilibyśmy o niecałych 5 miliardach, a więc kwocie, z którą budżet z pewnością sobie poradzi.

Nie przeraziło mnie również to, że wydatek ten jest całkiem niecelowy. Pieniądze skierowane do rodzin wielodzietnych w ramach programu 500+ wprawdzie chyba nie dały efektu w postaci trwałego wzrostu urodzin, ale przynajmniej radykalnie zmniejszyły w Polsce sferę ubóstwa (choć trafiły również do rodzin wcale niepotrzebujących pomocy państwa). Gdyby więc owe 5 miliardów skierować do tych emerytów, którzy naprawdę mają najniższe dochody, prawdopodobnie mielibyśmy znów w Polsce do czynienia z widocznym spadkiem biedy.

To wszystko mnie nie przeraża, przeraziło mnie coś innego. Po trzech latach od ostatnich wyborów parlamentarnych mamy początek kolejnego sezonu wyborczego. I okazuje się, że znajdujemy się dokładnie tam, gdzie poprzednio. Poprzednie wybory udało się wygrać w znacznej mierze dzięki obiecanym 500 złotym (co niechętni dobrej zmianie komentatorzy nazywają kupieniem głosów wyborczych). Potem jednak wszystko miało być inaczej – kolejne zwycięstwo miały zapewnić już nie obietnice wydatków budżetowych, ale widoczny sukces gospodarczy odniesiony dzięki planowi Morawieckiego. Przychodzą więc nowe wybory – i co? I okazuje się, że jedynym pomysłem na zwycięstwo jest kolejne 500+.

Bardzo możliwe, że metoda okaże się znowu skuteczna. Ale świadczy ona o nędzy polskiej polityki i polskich polityków, którzy przed wyborami nie są w stanie wymyślić nic innego, jak tylko kupowanie hurtem głosów. Dziś pieniądze na nowe 500+ oczywiście w budżecie się znajdą dzięki dobrej koniunkturze. Ale po tych wyborach będą następne... i następne... i następne. I jeśli okaże się, że pomysłem na ich wygranie będzie tylko wymyślenie kolejnych programów 500+ – dla rodzin, dla mundurowych, dla związkowców, dla kredytobiorców, dla patriotów, dla krasnoludków i wszystkich innych, których głosy można w ten sposób pozyskać – to naprawdę gdzieś na końcu, po kilku kolejnych wyborach i po pogorszeniu się sprzyjającej na razie koniunktury gospodarczej Polskę czeka bankructwo.

Bo dokładnie taki mechanizm doprowadził do bankructwa Grecji.