I znów mamy w Warszawie awanturę o plan zagospodarowania przestrzennego. Tym razem poszło o rejon Jeziorka Czerniakowskiego. Plan dla 89 hektarów pomiędzy Trasą Siekierkowską a rezerwatem przyrody powstawał kilka lat.
Tempo naprawdę ekspresowe. Taki na przykład plac Defilad, czyli ścisłe centrum stolicy, był przez dziesięciolecia planami obejmowany albo planów pozbawiany. Do międzynarodowych konkursów na zagospodarowanie tej reprezentacyjnej części miasta zgłaszały się setki architektów. Kolejne wizje, koncepcje, projekty, wywiady, prezentacje, laury. A jak plac wokół Pałacu Kultury i Nauki wygląda, każdy widzi.
Pytanie, ile pieniędzy z kasy samorządu popłynęło przez te wszystkie lata na plany i projekty, które wylądowały w szufladzie? Ile budynków można by za to wybudować?
Dziesięć lat zajmowała się Warszawa planem zagospodarowania Sadyby-Północ. Kiedy wreszcie udało się dokument wyłożyć do wglądu, okazało się, że trzeba go poprawiać. Mieszkańcy wytknęli planistom wiele błędów.
Teraz z falą krytyki przyszło się zmierzyć radnym, którzy na początku lipca uchwalili plan, który w rejonie Jeziorka Czerniakowskiego dopuszcza domy, bloki, biurowce. – To jeden wielki skandal – bulwersuje się nasz czytelnik, mieszkaniec Mokotowa. – Plan pisano pod dyktando deweloperów. To nie jest miejsce na taką zabudowę! Wielkie osiedle przy jeziorze? Kto to wymyślił?