Aby przedstawić je jako aktualne oraz równocześnie zaprezentować „błyskotliwy" pomysł na ich pokonanie i szybko ogłosić sukces. Porażki nie da się ponieść – bo przecież tak naprawdę problem został usunięty już dawno.
Tą drogą chce chyba pójść Ministerstwo Sprawiedliwości. Ogłosiło ono plan wprowadzenia „drogowego rachunku powierniczego". Miałby on zapobiegać oszukiwaniu małych podwykonawców przez duże firmy realizujące publiczne kontrakty drogowe. Państwo wpłacałoby należność na ów rachunek, a główny wykonawca otrzymywałby ją dopiero po rozliczeniu z podwykonawcami.
Sęk w tym, że już tak jest. Przepisy wprowadzono po kryzysie budowlanym po Euro 2012 – weszły w życie od 2014 roku. Wykonawca główny nie dostaje pieniędzy, jeśli nie pokaże urzędnikom oświadczeń podwykonawców o otrzymaniu zapłaty. Czy ten system zawiódł?
Resort sprawiedliwości mówi o setkach śledztw „drogowych". Jednak nie mówi, czy dotyczą one przestępstw popełnionych przed czy po wejściu przepisów w 2014 roku. W prasie pojawił się jeden artykuł o wykonawcy oszuście z Podkarpacia, który ma być dowodem na słuszność tez ministerstwa. Tyle... sprawa miała miejsce w 2013 roku. Czyli pudło.
System prawny tymczasem już dziś faworyzuje podwykonawców. Duże firmy są ustawione w roli „chłopców do bicia". Po co im jeszcze bardziej dokręcać śrubę? Przedstawiciele branży budowlanej wykazali wobec nowych przepisów umiarkowany – delikatnie mówiąc – entuzjazm.