Ludzie pracujący w mediach cierpią na nieustanny brak czasu. Ekstremalnym przypadkiem jest mój dobry znajomy, który bierze np. dzień urlopu, żeby pozałatwiać zaległe sprawy: prywatne, urzędowe, rodzinne. Ale potem skarży się, że znowu mu się nie udało. I w sumie nic w tym dziwnego. Wystarczy wejść na jego Twittera i Facebooka, aby się przekonać, że spędził tam pół wolnego dnia. Dodam, że – według słów samego zainteresowanego – kilkunastokrotnie dzwonił do pracy w sprawach niecierpiących zwłoki (a jest ich zapewne sporo, bo pełni wysoką funkcję). W efekcie po urlopie jest jeszcze bardziej zagoniony niż przed, bo w sumie wziął wolne, żeby więcej czasu spędzać w sieci.

Ten przypadek wydaje mi się dość symptomatyczny dla procesu, który właśnie obserwujemy. Nie wiem jak gdzie indziej, ale w Polsce ludzie zajmujący się tym, co Marks nazywa nadbudową, żyją w nieustannej gorączce. Mówiąc o nadbudowie, co jest określeniem już nieco zapomnianym, mam na myśli polityków, media, show-biznes. Co dzień wybucha jakaś afera, a zdarza się, że i kilka, wszyscy czują się w obowiązku ją skomentować, kłócą się między sobą, dyskutują, a nierzadko obrażają, po czym następnego dnia o sprawie zapominają. Dodajmy jeszcze wylewające się przy okazji wodospady hipokryzji, bo niemal za każdym razem jest szansa popisać się własną szlachetnością kosztem nielubianych osób (najczęściej o odmiennych upodobaniach politycznych czy estetycznych). Ale kolejne wzmożenie nie trwa nigdy dłużej niż kilka dni. Żyjemy w kulturze nieustannego pobudzenia i konfliktu, ale i tymczasowości. Im więcej afer i wielkich słów, tym mniejsze mają one znaczenie. Przykład? Choćby sprawa filmu braci Sekielskich. Po miesiącu nikt już o nim nie pamięta i nikogo nie obchodzi zapowiedziana druga część.

Czy jest na to jakiś sposób? Tak, nauczyć się z rozsądkiem używać mediów, zwłaszcza społecznościowych. Wielki wizjoner Marshall McLuhan miał rację: the medium is the message. To natura medium decyduje o treści przekazu, a nie odwrotnie. Tweety, posty i esemesy są ulotne, więc i to, co komunikują, nie ma wielkiego znaczenia. Ale zawsze można sobie zrobić przerwę. Nie trzeba od razu wyjeżdżać w Bieszczady, wystarczy wyłączyć telefon. I z takim przesłaniem zostawiam państwa w środku niedługiego już weekendu.

Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia