Prezes straszy, że Platforma zabierze ludziom 500+, podniesie wiek emerytalny, a staruchom wstrzyma bezpłatne leki. No i jeszcze zaleje kraj uchodźcami, ale chyba po to, by minister Jaki miał wreszcie swoje Westerplatte. Wtedy Schetyna przebija, że da jeszcze na pierwsze dziecko, o argumentach na rzecz późniejszego przechodzenia na emeryturę już zapomniał, a emerytom dołoży „trzynastkę", byle tylko grzecznie głosowali. Prezesowi pozostaje więc centralny port lotniczy pod Łodzią, przekopanie mierzei w Elblągu i pomnik brata w każdym mieście.

I to ma być spór o program? Przecież Polska wchodzi w zakręt, jakiego od historycznego 1989 r. jeszcze nie przeżywała. Za trzy lata skończą się napędzające naszą pomyślność dotacje unijne. Jeszcze wcześniej sama Unia podzieli się na strefy różnych prędkości i żeby znaleźć się w lepszej, nie wystarczy pokrzykiwać, że wstajemy z kolan. Służba cywilna jest zniszczona, a gospodarka i administracja obsadzone zausznikami (obojętnie jakiej partii) muszą kuleć. Mówi się o innowacjach w gospodarce, a w praktyce się ją upaństwawia. Czy opozycja, jeśli dojdzie do władzy, przywróci gimnazja i utrwali obecny chaos, czy pogodzi się z faktami dokonanymi? To samo ze służbą zdrowia. No i co zrobić z milionami wyborców przeciwnej partii? Czy w następnej kadencji PiS wciąż będę należał do „gorszego sortu" zasługującego tylko na białą różę? A jaki sort proponuje Schetyna dzisiejszym pisowcom?

To jest tylko początek prawdziwej listy pytań o program. Także o program dziś rządzących. Tymczasem zamiast współzawodnictwa programów mamy licytacją obietnic. Kto się milej przypochlebi wyborcom? Bo pytać, kto za to zapłaci – nie wypada. Nad tym zapłaczemy, wypadając z zakrętu, i będzie – jak zwykle – za późno.

Przez dwie kadencje Platforma trzymała władzę, strasząc, że przyjdzie PiS. Teraz PiS ma nadzieję na kolejną wygraną przez straszenie Platformą. Mąż stanu tym różni się od politykiera, że ma odwagę mówić obywatelom o sprawach najtrudniejszych. Ale skąd wziąć takiego asa, kiedy w talii same walety? Żeby chociaż znalazła się jakaś dama...