Popularne to zawołanie, tym bardziej że nieujęte – mówiąc żargonem prawniczym – w katalogu gróźb karalnych. Tak wołali rozeźleni demonstranci do prezydenta Dudy i prezesa Kaczyńskiego, a ich przeciwnicy do przewodniczącego Tuska, kiedy nawiedzał ojczyznę z dalekiej Brukseli. Nawet oficjalni reprezentanci polskiego rządu w tejże Brukseli dawali do zrozumienia, że pan przewodniczący wkrótce może być ścigany europejskim nakazem aresztowania.

Nie, nie zamierzam pisać kolejnej ramoty wzywającej do zaniechania wzajemnych gróźb i złagodzenia języka. Nadto ich było i skutek żaden. Zainteresowało mnie tylko, że z okazji niedawnej dziewiątej rocznicy tragedii smoleńskiej wiceprezes Antoni ogłosił przełom w pracach swojej podkomisji. Już pomyślałem, że czegoś się dowiem, ale to tylko ów dobrany zespół skierował doniesienie do prokuratury zarzucające byłemu ministrowi Millerowi i jego pomagierom z rozwiązanej już komisji, że fałszowali wyniki i ukrywali dowody.

„Oto Polska właśnie!" – jak już dawno napisał poeta. Na tym polega u nas nie tylko dobra zmiana, ale zmiana jakakolwiek: wsadzić przeciwników do kryminału! Nie trzeba nic zmieniać, niczego naprawiać, nic wyjaśniać, tylko oni mają siedzieć, a my ich sądzić. Nie inaczej zamierza się obejść z przebrzydłymi pisowcami wiadoma koalicja, gdy wygra wybory. Jeśli tak, to nie należymy – jak twierdzą naiwni – do Zachodu, tylko do Trzeciego Świata.

Jeśli chodzi o tragedię smoleńską, to coraz bardziej się upewniam, że nikomu nie zależy na jej wyjaśnieniu. Ani Platformie, bo kiedy rządziła, kłamała w sprawie moskiewskich sekcji zwłok i dobrej rzekomo współpracy z Rosją. Nie powołała uznanych ekspertów międzynarodowych do pomocy swojej komisji. Ani PiS, bo stworzył podkomisję z postaci operetkowych, aby kompromitowała się kolejnymi bzdurami. Jako tako uznanych międzynarodowych ekspertów prokuratura powołała dopiero teraz, po dziewięciu latach. Tylko skąd ten obustronny lęk przed prawdą? Nie jest to więc żaden przełom, tylko jełom. Aby jednak dowiedzieć się, co to jest, nie wystarczy zajrzeć do „googli", trzeba poczytać Irzykowskiego.