Ta teza nigdy jednak nie była wiarygodna. PiS ma bardzo klarowną politykę zagraniczną i jasno określonych sojuszników. Bezpieczeństwo i dobrobyt ma nam zapewnić sojusz z obecną administracją USA, a także współpraca z europejską rzeszą sowranistów, którzy podobnie jak PiS chcą budować Europę suwerennych narodów, a nie „imperium” mówiące nam, co mamy robić. Macron jest dla PiS politykiem z innej bajki, bez względu na dyplomatyczną retorykę.

Problem w tym, że polska polityka zagraniczna ma dziś głównie na celu interesy rządzącej partii, a nie państwa czy narodu. Ponadto droga do osiągnięcia zamierzonych celów jest mało realistyczna. Lojalność Trumpa jest pojęciem względnym (spytajcie Kurdów), a jego poparcie dla NATO – zmienne jak pogoda. Wojny handlowe czy interwencje militarne nie zwiększą bezpieczeństwa i dobrobytu Polski. Garstka żołnierzy amerykańskich nad Wisłą nie odstraszy Rosji, a za broń Trump każe nam płacić ciężkie pieniądze. Jego związki z Putinem są podejrzane, a otwarta niechęć do UE stawia Polskę przed trudnym wyborem.

Nasz sojusz z sowranistami w Europie też nie zwiększa bezpieczeństwa i dobrobytu Polski. Viktor Orbán nie zerwał więzi z Rosją po rozmowach z Kaczyńskim. Matteo Salvini może nas wesprzeć w debacie na temat sądów, lecz w sprawie relokacji uchodźców stanie po drugiej stronie. Proponowana międzynarodówka sił antyliberalnych nie ma szans na realizację, bo każdy sowranista z natury sobie rzepkę skrobie.

Nasza obecna polityka zagraniczna nie może też liczyć na pełne poparcie w narodzie, bo PiS nie podjęło wysiłku, by wypracować wspólnie z opozycją zarys polskiej racji stanu. Idea wstawania z kolan jest atrakcyjna dla twardego elektoratu, lecz w polityce zagranicznej liczy się sztuka kompromisu, a nie narodowa duma. Opozycja niekoniecznie wie lepiej od rządu, jak zapewnić bezpieczeństwo i dobrobyt w skomplikowanym świecie. Jednak bez dialogu i choć częściowego porozumienia między rządem a opozycją polityka zagraniczna jest skazana na porażkę. Podmiotem tej polityki jest z natury państwo, a nie jedna czy druga partia. Dla Polski kluczowy jest nie wybór między Trumpem a Macronem, lecz możliwość realizacji racji stanu, której kształt jest dziś niezwykle mglisty.

Autor jest profesorem studiów europejskich na Uniwersytecie w Oksfordzie