Rzeczpospolita: Walczymy o złoto. Innego wyjścia nie ma – tak mówił pan we wrześniu. Ale od tamtej pory sporo się zmieniło, w młodzieżowych mistrzostwach Europy nie będzie Piotra Zielińskiego, nie będzie Arkadiusza Milika...
Karol Linetty: Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o cele. Gramy u siebie, słyszałem, że na mecze nie ma już biletów. Na zgrupowanie dołączyłem dopiero po meczu z Rumunią, będę się musiał szybko wkomponować, ale nie będzie z tym problemu. Znam styl trenera Marcina Dorny, pracowałem z nim kilka lat w juniorskich reprezentacjach.
Od pańskiego ostatniego meczu w młodzieżówce minęły jednak już ponad trzy lata.
Ale się stary zrobiłem... Najważniejsze, że piłkarzy, z którymi grałem wtedy w młodzieżówce, dziś spotykam na zgrupowaniach seniorów. Wciąż mam jednak kolegów w drużynie Dorny, z którymi grałem w Lechu i juniorskich kadrach. Tomka Kędziorę, Janka Bednarka, Igora Łasickiego, Mariusza Stępińskiego, Bartka Kapustkę.
Zagrał pan w pierwszej reprezentacji w pięciu z sześciu ostatnich meczów o punkty. Co pana kręci w młodzieżowych ME?