Po porażce Polski ze Słowacją: Chaos i improwizacja

Polscy piłkarze najlepiej współpracowali podczas śpiewania Mazurka Dąbrowskiego. Sztab zagranicznych trenerów nie śpiewał, bo to nie ich hymn. Przyjechali jako najemnicy mający poprowadzić kadrę do sukcesów, ale jakoś nie znajdują z zawodnikami wspólnego języka.

Aktualizacja: 15.06.2021 06:02 Publikacja: 14.06.2021 20:54

Po porażce Polski ze Słowacją: Chaos i improwizacja

Foto: PAP/EPA

Zobaczyliśmy w meczu ze Słowacją wszystko to, co znamy od marca. Niestabilny skład, chaos, improwizację, brak współpracy. Trener Paulo Sousa wciąż szuka i znaleźć nie może, bo w ciągu kilku miesięcy to nie jest łatwe. Teoretycznie na boisko wybiegła najlepsza jedenastka, trudno więc postawić selekcjonerowi zarzut, że źle wybrał.

Zdziwienie budziła tylko obecność Karola Linettego, który dotychczas grał o Sousy ok. 40 minut i to słabo. Teraz było podobnie, bo w pierwszej połowie Linetty wałęsał się dość bezproduktywnie. W drugiej zdobył bramkę, jeszcze raz kopnął słabo, ale przynajmniej trafił. W sumie Polacy oddali na słowacką bramkę trzy celne strzały. Grał u nas najlepszy piłkarz świata. Gdyby ktoś nie wiedział, to by nie uwierzył.

Ale nie od dziś wiadomo, że Robert Lewandowski sam meczu nie wygra. Trzeba mu podać piłkę, a kto to ma zrobić, kiedy w linii pomocy nikt taki się nie znalazł. Mimo że mieliśmy tam Piotra Zielińskiego, Mateusza Klicha i Grzegorza Krychowiaka. Skoro trener zdecydował się na wariant z dwoma wahadłowymi, to właśnie ze skrzydeł – od Kamila Jóźwiaka i Macieja Rybusa Lewandowski powinien oczekiwać podań. Nic takiego nie nastąpiło.

Do tej pory drużyna kierowana przez Sousę rozegrała pięć meczów, z których wygrała tylko jeden – z Andorą. Ten poniedziałkowy był szósty. Wcześniej byliśmy wyrozumiali w ocenach, wiedząc, że trener, który pojawił się na obcym terenie, potrzebuje czasu na poznanie zawodników i zrobienie z nich drużyny. Ale pojedynek ze Słowacją był celem, więc można już oceniać. Od kiedy Portugalczyk został trenerem reprezentacji, nic się w jej grze nie zmieniło. Był jedynie entuzjazm, który zawsze towarzyszy pojawieniu się nowego selekcjonera. Dziś jest tylko gorzka refleksja: po co była ta zmiana? Bo się Jerzy Brzęczek nie podobał paru osobom?

Nie wiemy, jak zagrałaby drużyna, gdyby to Brzęczek – zwolniony w styczniu – ją prowadził. Wiadomo tylko, że zmierzyliśmy się z bardzo przeciętnym rywalem, który grał mądrzej, strzelił na naszą bramkę trzy razy i zdobył dwa gole. Emocje towarzyszące kibicom reprezentacji nie powinny przesłonić faktu, że mecz Polska – Słowacja był jednym z najsłabszych rozegranych do tej pory na mistrzostwach.

Grać w sobotę „o wszystko” z Hiszpanią na jej boisku to duże wyzwanie. Ale też szansa na rehabilitację.

Zobaczyliśmy w meczu ze Słowacją wszystko to, co znamy od marca. Niestabilny skład, chaos, improwizację, brak współpracy. Trener Paulo Sousa wciąż szuka i znaleźć nie może, bo w ciągu kilku miesięcy to nie jest łatwe. Teoretycznie na boisko wybiegła najlepsza jedenastka, trudno więc postawić selekcjonerowi zarzut, że źle wybrał.

Zdziwienie budziła tylko obecność Karola Linettego, który dotychczas grał o Sousy ok. 40 minut i to słabo. Teraz było podobnie, bo w pierwszej połowie Linetty wałęsał się dość bezproduktywnie. W drugiej zdobył bramkę, jeszcze raz kopnął słabo, ale przynajmniej trafił. W sumie Polacy oddali na słowacką bramkę trzy celne strzały. Grał u nas najlepszy piłkarz świata. Gdyby ktoś nie wiedział, to by nie uwierzył.

Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne