Mistrzostwa Europy w chmurach

Polscy piłkarze zapewnili sobie awans na trzeci wielki turniej z rzędu. Euro 2020 to będą najdziwniejsze mistrzostwa w historii, ale pozwolą też nieźle zarobić.

Aktualizacja: 22.10.2019 10:54 Publikacja: 22.10.2019 10:51

Mistrzostwa Europy w chmurach

Foto: AFP

Premie znów będą rekordowe. Pula nagród w porównaniu z poprzednim Euro wzrosła o 25 procent, do 371 mln euro. Za sam start drużyna Jerzego Brzęczka dostanie - tak jak pozostali 23 uczestnicy - 9,25 mln.

Zwycięstwo w grupie jest warte 1,5 mln, remis - 750 tys. Awans do 1/8 finału wyceniono na 2 mln, do ćwierćfinału - 3,25 mln. Półfinaliści otrzymają kolejne 5 mln, wicemistrz - 7 mln, a mistrz - 10 mln.

Wygranie wszystkich siedmiu meczów gwarantuje więc wpływy w wysokości 34 mln - to o siedem milionów więcej niż trzy lata temu podczas Euro we Francji. Polacy za dojście do ćwierćfinału dostali wtedy 14,5 mln. Gdyby w przyszłym roku powtórzyli ten wynik, PZPN zarobiłby około cztery miliony więcej.

Gra o pierwszy koszyk

Eliminacje dla Polaków zakończyły się tylko w teorii. Nowe zasady rozstawienia (decyduje nie ranking, tylko wyniki z kwalifikacji) sprawiły, że walka o pierwszy koszyk, zwiększający szansę na uniknięcie potęg, będzie trwać do ostatniej kolejki. Znajdzie się w nim sześciu zwycięzców grup z najwyższą zdobyczą punktową.
Polska ma najsłabszy bilans spośród zespołów, które już się zakwalifikowały (Belgia, Włochy, Rosja, Ukraina i Hiszpania). Wyprzedzają ją także inni liderzy grup bijący się nadal o awans: Anglicy, Holendrzy i Chorwaci. W tym momencie Polacy byliby losowani z koszyka numer dwa. By trafić do pierwszego, muszą pokonać w listopadzie Izrael (w Jerozolimie) oraz Słowenię (w Warszawie) i liczyć na to, że liderom pozostałych grup powinie się noga. To scenariusz optymistyczny. Gdybyśmy przegrali jednak dwa ostatnie mecze i pozwolili się wyprzedzić Austriakom, możemy spaść nawet do koszyka trzeciego lub czwartego.

Losowanie Euro 2020 zaplanowano na 30 listopada (w Bukareszcie), choć wówczas wciąż nie będzie znanych czterech ostatnich finalistów (wyłonią ich dopiero marcowe baraże Ligi Narodów). To jeden z paradoksów zbliżającej się imprezy. Możesz mieć szczęście i wiedzieć wszystko o swoich rywalach pół roku wcześniej, możesz poznać ostatniego z nich za pięć dwunasta, czyli dwa miesiące przed mistrzostwami.

Dziecko Platiniego

Mecz otwarcia zaplanowano 12 czerwca na Stadionie Olimpijskim w Rzymie. Wiadomo już, że weźmie w nim udział reprezentacja Włoch, wracająca na wielki turniej po czterech latach przerwy. Dla kibiców z Italii szykuje się więc podwójne święto.

Gospodarzy będzie w sumie 12, dotąd było ich co najwyżej dwóch. Po raz pierwszy też mistrzostwa trafią geograficznie poza Europę - do Baku, które organizowało już Igrzyska Europejskie, finał piłkarskiej Ligi Europy, a od kilku lat gości wyścigi Grand Prix Formuły 1.

Podróże do oddalonego o kilka tysięcy kilometrów Azerbejdżanu, coraz mocniej inwestującego w sport i wykorzystującego go jako narzędzie do promocji kraju, zafundowały piłkarzom i kibicom poprzednie władze UEFA z Michelem Platinim na czele. Rozsiane po całym kontynencie Euro miało być sposobem na uczczenie 60. rocznicy pierwszych mistrzostw. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ten kontrowersyjny pomysł ma więcej przeciwników niż zwolenników.

UEFA przyjęła zasadę, że finaliści zagrają przed własną publicznością. Rosjan czekają więc przynajmniej dwa mecze w Sankt Petersburgu, a Hiszpanów w Bilbao. Wydawało się, że z takiego przywileju będzie mogła skorzystać również Belgia, ale kandydatura Brukseli została ostatecznie odrzucona ze względu na opóźnienia przy budowie stadionu.

Na swoich przedstawicieli czekają pozostałe miasta-gospodarze: Londyn, Amsterdam, Monachium, Kopenhaga, Dublin, Bukareszt, Budapeszt, Glasgow i Baku. Część z nich zapewne obejdzie się smakiem. Najbliżej awansu są Anglia, Holandia, Niemcy, Irlandia, Dania i Węgry. Rumunia, by przedłużyć nadzieje, musi pokonać Szwecję. Szkocji i Azerbejdżanowi pozostała walka w barażach.
- Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której Polska byłaby gospodarzem, a nie grałaby w mistrzostwach. Cóż, decyzje zapadły już wcześniej, musimy się dopasować. To pierwszy i prawdopodobnie ostatni taki turniej - mówi sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki.

Wśród miast-gospodarzy nie ma Warszawy. Szanse na goszczenie finalistów na Stadionie Narodowym były nieduże ze względu na krótki odstęp czasu od organizowanego w Polsce (i na Ukrainie) Euro 2012. Z logistycznego punktu widzenia najlepiej byłoby trafić do grupy F, która swoje mecze będzie rozgrywać w położonych najbliżej naszej granicy Monachium i Budapeszcie, albo do grupy D, którą gościć będą Glasgow i Londyn. Na Wembley zaplanowano też półfinały i finał. Piłkarze Brzęczka mogliby także liczyć na wsparcie mieszkającej na Wyspach Polonii.

Baza w Polsce

Wyniki losowania wpłyną na wybór bazy przez naszą reprezentację. Niewykluczone, że będzie się ona znajdować w Polsce, a piłkarze jak w eliminacjach będą przyjeżdżać na miejsce dopiero dzień przed meczami i wracać do domu od razu po ich zakończeniu.

- Bierzemy to pod uwagę. Przygotowujemy dwie-trzy opcje. Ale może na przykład dojść do sytuacji, że znajdziemy się w grupie A, która grać będzie w Rzymie i Baku. To najbardziej ekstremalny wariant (oba miasta dzielą trzy tysiące kilometrów - przyp. red.). I na to też trzeba być gotowym. Wówczas prawdopodobnie wybierzemy jakieś miejsce w Europie, raczej nie w Baku - tłumaczy Sawicki.

Grupa B będzie rywalizować w Sankt Petersburgu i Kopenhadze, grupa C w Bukareszcie i Amsterdamie, a E w Dublinie i Bilbao. Gdziekolwiek by jednak nie trafić, więcej czasu niż na boisku trzeba będzie spędzić w samolocie. To będą podniebne mistrzostwa.

Kursowanie między stadionami będzie nie lada wyzwaniem dla kibiców. Podobnie jak sprostanie cenom biletów. Nie tylko tych lotniczych.

Do wyboru są tradycyjnie dwie opcje: wejściówki na mecze danego zespołu lub na konkretny stadion. Mecze fazy grupowej to - w zależności od obiektu - wydatek od 30 do 185 euro (najtaniej w Budapeszcie, Bukareszcie i Baku). Za obejrzenie ćwierćfinału będzie trzeba zapłacić od 75 do 225 euro, a półfinału od 195 do 595 euro. Finał to już zabawa dla najbogatszych: ceny biletów zaczynają się od 295 euro, kończą na 945 euro.

Obyśmy nie zapamiętali tych mistrzostw wyłącznie jako najdroższego turnieju w historii futbolu.

Premie znów będą rekordowe. Pula nagród w porównaniu z poprzednim Euro wzrosła o 25 procent, do 371 mln euro. Za sam start drużyna Jerzego Brzęczka dostanie - tak jak pozostali 23 uczestnicy - 9,25 mln.

Zwycięstwo w grupie jest warte 1,5 mln, remis - 750 tys. Awans do 1/8 finału wyceniono na 2 mln, do ćwierćfinału - 3,25 mln. Półfinaliści otrzymają kolejne 5 mln, wicemistrz - 7 mln, a mistrz - 10 mln.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego
Piłka nożna
Barcelona i Robert Lewandowski muszą już myśleć o przyszłości
Piłka nożna
Ekstraklasa. Lechia Gdańsk i Arka Gdynia blisko powrotu do elity