Opłata emisyjna ma dofinansowywać rządowy program elektromobilności i walkę ze smogiem. Według Ministerstwa Energii, które opracowało plan jej wprowadzenia, skutki nie dotkną bezpośrednio kierowców, a koncerny paliwowe. Innego zdania są jednak analitycy rynku paliw, którzy uważają opłatę za kolejny parapodatek nakładany na posiadaczy samochodów. - Trzeba zakładać, że cena litra paliwa przy dystrybutorach wzrośnie o 8 groszy netto, czyli blisko 10 groszy z podatkiem VAT – mówi Urszula Cieślak, dyrektor marketingi w spółce BM Reflex.

Opłata emisyjna ma wejść w życie w 6 miesięcy po nowelizacji ustawy o biokomponentach i paliwach ciekłych oraz niektórych innych ustaw. Przewiduje się, że w przyszłym roku wpływy z opłaty wyniosą 255 milionów złotych, a w roku 2020 wzrosną do 262,7 mln zł. Pieniądze zostaną rozdysponowane pomiędzy Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz Fundusz Niskoemisyjnego Transportu.

To już kolejny pomysł na finansowanie planowanych przez obecny rząd przedsięwzięć z pieniędzy kierowców. W połowie ubiegłego roku Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa chciało wprowadzić podwyżkę opłaty paliwowej o 20 groszy na litrze (ceny detaliczne poszłyby w górę o 25 groszy) dla wsparcia budowy dróg. Podwyżka miała zwiększyć wpływy z opłaty paliwowej o blisko 5 mld zł rocznie, a pieniądze trafiłyby do Funduszu Dróg Samorządowych oraz Krajowego Funduszu Drogowego. Jednak po rozpowszechnieniu informacji przez media, bardzo szybko zapadła polityczna decyzja o wycofaniu się z pomysłu.