Elastyczny rynek pracy to nasz atut

Dzięki umowom cywilnoprawnym Polska szybciej wyszła z kryzysu.

Aktualizacja: 27.07.2015 17:58 Publikacja: 26.07.2015 21:03

Elastyczny rynek pracy to nasz atut

Foto: 123rf.com

Półtora miliona osób pracuje w Polsce w ramach elastycznych form zatrudnienia: umów-zleceń i umów o dzieło. Do tego trzeba dodać tych, którzy w ramach działalności gospodarczej robią to samo, co mogliby robić na etacie. Brak jednak szacunków, ilu ich jest w gronie 1,34 mln jednoosobowych firm. Ale jedno jest pewne: to, co niektórzy uważają za patologię i nazywają umowami śmieciowymi, w znacznej mierze przyczyniło się do łagodnego przejścia Polski przez światowy kryzys – twierdzą ekonomiści.

Poduszka ratunkowa

W czasie dwóch ostatnich fal spowolnienia (2009, 2012–2013) rynek pracy pozostawał względnie odporny na zawirowania w gospodarce. Wzrost bezrobocia nie był gwałtowny, a poprawa rozpoczęła się dość szybko. Przedsiębiorcy nie zwalniali masowo pracowników i szybko zaczęli zatrudniać, dostrzegając symptomy poprawy koniunktury. Już w połowie 2013 r. liczba pracujących znów zaczęła rosnąć.

Zdaniem Grzegorza Maliszewskiego, głównego ekonomisty Banku Millennium, w tych etapach cyklu koniunkturalnego korzystne okazały się elastyczne formy zatrudnienia.

– W warunkach podwyższonej niepewności co do perspektyw gospodarki pracodawca ma obawy o zatrudnienie pracownika na umowę o pracę. Elastyczne formy zatrudnienia pozwoliły szybciej dostosować płace, co jest trudniejsze w przypadku pracowników na umowę o pracę – wskazuje Maliszewski. – Umiarkowana skala pogorszenia na rynku pracy miała też wpływ na konsumpcję, która rosła, wspierając wzrost gospodarczy.

Podobnego zdania jest Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku, który nie ma wątpliwości, że upowszechnienie w Polsce kodeksowych umów na czas określony, jak również umów cywilnoprawnych, było czynnikiem, który w 2009 r. i latach następnych znacząco złagodził wpływ spowolnienia na rynek pracy. – Te umowy zapewniły przedsiębiorcom elastyczność w dostosowaniu wielkości zatrudnienia do ich potrzeb w okresie wyhamowania tempa wzrostu PKB, a następnie, gdy tylko zaczęły pojawiać się nowe zamówienia, zachęciły firmy do zatrudniania nowych pracowników – podkreśla Wojciechowski.

Nie wylewać dziecka z kąpielą

Problemem jest jednak nadużywanie tej formy zatrudnienia w celu osiągnięcia – jak to nazywają ekonomiści – korzyści kosztowych. Zdarzają się przedsiębiorcy balansujący na granicy prawa i wykorzystujący słabszą pozycję pracownika. Według Grzegorza Maliszewskiego trzeba dążyć do wyeliminowania patologicznych sytuacji i nadużyć, a nie likwidacji tej formy zatrudnienia. – Umowy cywilnoprawne powinny być dostępne i nie należy popadać ze skrajności w skrajność i doprowadzać do ich całkowitej eliminacji – uważa ekonomista.

Konsekwencje takiego kroku dla gospodarki Polski, która wciąż konkuruje głównie niskimi kosztami pracy, byłyby negatywne. Już samo oskładkowanie umów cywilnoprawnych zdaniem Wiktora Wojciechowskiego skutkowałoby spadkiem legalnego popytu na pracę i najprawdopodobniej wzrostem szarej strefy.

– Jeśli nie chcemy, aby rozwiązanie kwestii rozpowszechnienia w Polsce umów cywilnoprawnych zakończyło się wyhamowaniem tempa wzrostu zatrudnionych, to takiej zmianie powinno towarzyszyć równoległe obniżenie klina podatkowego [różnicy między wydatkami pracodawcy na wynagrodzenia, wraz z podatkami i ZUS, a tym, co faktycznie otrzymują pracownicy – red.] – podkreśla Wojciechowski.

Grzegorz Maliszewski zwraca uwagę, że ograniczenie takich umów poskutkuje wzrostem płac, ponieważ część z nich przewiduje wynagrodzenie poniżej płacy minimalnej. – Powinno to mieć pozytywny wpływ na konsumpcję – podkreśla. Zaznacza jednak, że spadłaby skłonność firm do zatrudniania nowych pracowników, szczególnie w warunkach słabszej koniunktury, co powodowałoby wolniejsze wychodzenie rynku pracy z dołka. – Pogorszyłoby to konkurencyjność polskiej gospodarki jako kraju o niskich płacach – uważa Maliszewski. Skalę wyhamowania wzrostu zatrudnienia trudno jednak oszacować.

Najbardziej dynamiczna część rynku

Firmy przyjmują do pracy, ale chętniej zawierają czasowe umowy lub kontrakty cywilne, niż zatrudniają na stały etat. To głównie dzięki temu poprawia się sytuacja na rynku pracy. Prawie co trzeci pracownik na etacie ma umowę czasową, a liczba osób ze zleceniami zbliża się do miliona. Stały angaż ma połowa pracujących w Polsce. Liczba osób z umowami czasowymi w rok wzrosła o 5 proc., podczas gdy stałych angaży o 1 proc. – wynika z danych GUS. – Gdy porówna się dane z I kw. 2015 i 2014 r., to liczba pracowników z czasowymi umowami o pracę wzrosła o ponad 170 tys. wobec wzrostu liczby pracowników ze stałymi umowami o pracę o 100 tys. – mówi Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. – To pokazuje, że choć zatrudnienie czasowe ma większy wkład do wzrostu liczby zatrudnionych ogółem, to sporo osób dostaje też stałe kontrakty.

Z danych ZUS wynika, że pod koniec maja 1,34 mln ludzi prowadziło jednoosobowe firmy, a 919 tys. miało zlecenia. Dwa lata temu takich osób było ponad 100 tys. mniej. Nie znamy dokładnej liczby żyjących tylko z umów o dzieło, bo od tych nie płaci się obowiązkowo składek ZUS, ale można przyjąć na podstawie danych z przeszłości, że to 400–500 tys. – Tempo wzrostu liczby pracujących ogółem będzie słabło, wzrost będzie niewielki – uważa Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE. Co z samozatrudnieniem? – Spodziewam się najpierw stabilizacji, a potem spadku – mówi. Spadek zależy od tego, ile firm jednoosobowych to faktyczny przejaw przedsiębiorczości. Ekspert uważa, że wyczerpała się populacja osób gotowych na pracę na umowach cywilnoprawnych. – Młodzi oczekują lepszych warunków pracy, coraz częściej mają alternatywę w postaci emigracji – mówi.

—aft

Półtora miliona osób pracuje w Polsce w ramach elastycznych form zatrudnienia: umów-zleceń i umów o dzieło. Do tego trzeba dodać tych, którzy w ramach działalności gospodarczej robią to samo, co mogliby robić na etacie. Brak jednak szacunków, ilu ich jest w gronie 1,34 mln jednoosobowych firm. Ale jedno jest pewne: to, co niektórzy uważają za patologię i nazywają umowami śmieciowymi, w znacznej mierze przyczyniło się do łagodnego przejścia Polski przez światowy kryzys – twierdzą ekonomiści.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii
Kraj
Szef BBN: Rosyjska rakieta nie powinna być natychmiast strącona
Kraj
Afera zbożowa wciąż nierozliczona. Coraz więcej firm podejrzanych o handel "zbożem technicznym" z Ukrainy
Kraj
Kraków. Zniknęło niebezpieczne urządzenie. Agencja Atomistyki ostrzega
Kraj
Konferencja Tadeusz Czacki Model United Nations