– Pojawiające się informacje o tym, że będziemy strajkować, to nieprawda. W ogóle nie podejmujemy tego tematu. Tym bardziej że projekt poselskich podwyżek nadal jest procedowany – mówi prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. – Chociaż oburzenie, które wywołał ten plan w środowisku, jest ogromne – dodaje.

Jest ono tym większe, że zaproponowane rozwiązanie dotyczące poselskich podwyżek wiąże wynagrodzenie polityków ze średnią krajową. W ustawie zapisano bowiem, że będą one powiązane z wynagrodzeniami sędziów Sądu Najwyższego. A ich zarobki zależą od przeciętnej płacy. To oznacza, że kiedy płace w gospodarce będą rosły, więcej zarobią także osoby zajmujące kierownicze stanowiska w państwie.

Identycznego rozwiązania dotyczącego pensji w oświacie domagają się już od dawna nauczycielskie związki zawodowe – zarówno ZNP, jak i oświatowa Solidarność. ZNP przygotował nawet obywatelski projekt ustawy regulujący te kwestię, ale epidemia koronawirusa przerwała zbiórkę podpisów pod nim.

Związkowcy policzyli, że gdyby to rozwiązanie weszło w życie, pensja nauczyciela dyplomowanego od stycznia 2020 r. wynosiłaby minimum 4931 zł, czyli – według GUS – tyle, ile przeciętne wynagrodzenie w gospodarce w trzecim kwartale 2019 r., a wynagrodzenie zasadnicze stażysty osiągnęłoby poziom co najmniej 3599 zł.

Obecnie minimalna płaca nauczycieli jest ok. 1 tys. zł niższa.