Dla 900 gdańskich trzylatków zabrakło miejsc w miejskich przedszkolach, w gminie Wilcza na Pomorzu nie powstanie ani jedna pierwsza klasa – tak wyglądają efekty wprowadzanych przez rząd PiS zmian w szkołach. Według szacunków Ministerstwa Edukacji Narodowej od września tylko ok. 15 proc. sześciolatków pójdzie do szkoły.
Związek Nauczycielstwa Polskiego prognozował, że zwolnienia mogą objąć nawet 7 tys. nauczycieli, MEN jednak twierdzi, że redukcje mogą mieć charakter incydentalny. Czy tak będzie? Jak sprawdziliśmy, tych „incydentalnych przypadków" może w rzeczywistości być sporo. Np. w Katowicach w efekcie reformy pracę straci najprawdopodobniej 14 nauczycieli, w tym połowa to młodzi stażyści zatrudnieni na czas określony.
W Gdańsku ponad 30 nauczycieli mianowanych, którym gmina powinna zapewnić miejsce pracy, otrzymało wypowiedzenie.
Ministerstwo Edukacji radzi samorządom, by zamiast zwalniać nauczycieli nauczania początkowego przesunęli ich do przedszkoli, nawet bez ich zgody, i wtedy problem zniknie. Art. 19 ustawy – Karta nauczyciela mówi, że „w razie konieczności zapewnienia szkole obsady na stanowisku nauczyciela z wymaganymi kwalifikacjami organ prowadzący może przenieść nauczyciela zatrudnionego na podstawie mianowania do tej szkoły – bez zgody nauczyciela, jednak na okres nie dłuższy niż 3 lata, z prawem powrotu na uprzednio zajmowane stanowisko".
Jednak wykorzystanie tej możliwości oburza środowisko nauczycieli i władze gmin. – Pomysły pani minister urągają zawodowi nauczyciela – mówi Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki społecznej. – To nie meble, by przestawiać ich z edukacji wczesnoszkolnej do przedszkolnej. Proszę pamiętać, że wiąże się to ze zmianą pracodawcy, jest nim dyrektor szkoły lub przedszkola, ze zwiększoną liczbą godzin pracy i całkiem innym charakterem pracy. Co najważniejsze musi odbyć się za porozumieniem stron – wylicza prezydent Kowalczuk.