Poniedziałkowe negocjacje oświatowych związków zawodowych z rządem nie zakończyły się porozumieniem. Choć przedstawiciele nauczycieli zaaprobowali cztery z pięciu propozycji złożonych im przez wicepremier Beatę Szydło, to wciąż nie udało się im dogadać w sprawie podwyżek. A to oznacza, że zaplanowany za tydzień wielki strajk w oświacie wciąż jest realny. – Nasz najważniejszy postulat to podwyżki. Bez tego nie zrezygnujemy ze strajku – mówi prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz.
Czytaj także: Kolejny dzień ostatniej szansy
Na wzrost wynagrodzeń o 1000 zł trzeba by było wygospodarować prawie 15 mld zł. A tych pieniędzy nie ma. Dlatego wicepremier Beata Szydło zdecydowała się na odroczenie rozmów do wtorku, by ponownie policzyć, na co stać budżet.
Strajk w szkołach ma rozpocząć się za niecały tydzień. Dlatego rząd doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dalsze przeciąganie rozmów ze związkowcami może skończyć się paraliżem szkolnictwa.
Wicepremier Beata Szydło już wie, że jej oferta musi być na tyle atrakcyjna, by prezes Broniarz mógł na nią przystać. Jeśli szef ZNP podpisze porozumienie zakładające podwyżki znacznie poniżej oczekiwań nauczycieli, straci twarz i szacunek w związku. Pomysł strajku i walki o wynagrodzenia, jak podaje ZNP, poparło blisko 80 proc. szkół i Broniarz ma świadomość, że nie może takiego zaufania wyrzucić do kosza.