Michał Kolanko o strajku nauczycieli

Opozycja liczy na to, że strajk nauczycieli będzie miał taki skutek jak powstanie białego miasteczka pielęgniarek w 2007 roku. Ale czy nauczyciele mają taki wizerunek?

Publikacja: 18.03.2019 19:00

Michał Kolanko o strajku nauczycieli

Foto: Fotorzepa, Jakub Dobrzyński

– Nie powinno dochodzić do takiego szantażu – mówił w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki. To komentarz do słów prezesa ZNP Sławomira Broniarza, który powiedział (później za to przeprosił) że nauczyciele mają „potężny oręż", jakim jest ocenianie i promocja uczniów. Słowa Broniarza to oczywisty prezent dla rządu PiS, ale premier Morawiecki i tak ma problem. W poniedziałek ruszyła na dużą skalę akcja promująca nową „piątkę" PiS. W każdym województwie ma odbyć się seria spotkań o nowych propozycjach dotyczących m.in. emerytur i 500+. Jednak od tygodni jednym z tematów jest strajk nauczycieli. Opozycja nie musi w tej sprawie wiele nawet robić i ma czas na dopięcie szczegółów swojej kampanii. PO projektuje krótką kampanię, na dwa miesiące. Do tego czasu – być może taka jest kalkulacja – będzie dominować temat oświaty. Teraz jest ważny, ale nie stał się jeszcze najważniejszy.

Czytaj także: Schetyna igra z ogniem  

PiS stało się zakładnikiem własnych obietnic. Skoro jest kilkadziesiąt miliardów na nowe programy społeczne, to dlaczego nie przyznać pieniędzy nauczycielom? A wszyscy zgadzają się przecież, że powinni zarabiać więcej. To główny polityczny problem ze „słusznymi protestami". Tak było w trakcie protestu pielęgniarek w 2007 roku i rok temu, gdy w Sejmie protestowali niepełnosprawni i ich opiekunowie. Opinia publiczna najczęściej jest z protestującymi. Ale to nie znaczy, że tak jest zawsze.

PiS było mocno krytykowane za reformę oświaty i jej wdrożenie. Ale sondaż CBOS z września 2018 roku pokazał, że Polacy zaakceptowali reformę. 52 proc. stwierdziło, że jest potrzebna. 34 proc zadeklarowało, że szkoły funkcjonują lepiej, 19 proc. – że gorzej. Pod tym i innymi względami okazało się, że PiS było partią dobrze rozumiejącą problemy oświaty i rodziców. Dla kontrastu z PO, która zapłaciła cenę za odrzucenie w 2013 wniosku o referendum ws. wysłania sześciolatków do szkół.

Opozycja najpewniej liczy na to, że wiosną tego roku powtórzy się mechanizm sprzed 12 lat, gdy białe miasteczko pielęgniarek i siłowa reakcja na nie rządu PiS były istotnym czynnikiem w wyborczej porażce partii Jarosława Kaczyńskiego. To byłby dla Koalicji Europejskiej najlepszy możliwy scenariusz. Lider PO Grzegorz Schetyna zapowiedział też w poniedziałek, że gdy jego partia wróci do władzy, to po 1000 zł na podwyżki będzie. Minister Anna Zalewska nawet w samym PiS zaczyna być traktowana jako polityczne obciążenie, powołanie zaś nowego ministra po eurowyborach – jako szansa na restart.

Ale to wszystko nie zmienia faktu, że nie tylko wypowiedź Sławomira Broniarza – którą premier Morawiecki nazwał szantażem – wskazuje na to, że scenariusz a la 2007 rok, może się nie powtórzyć. Nauczyciele nie budzą takiej społecznej empatii jak pielęgniarki. Zwłaszcza gdy stawką jest przyszłość dzieci. Nawet współczucie dla nauczycieli z powodu poziomu ich zarobków tego nie zmieni. Jak słyszymy, wewnętrzne sondaże pokazują, że poparcie dla strajku nie przekracza poparcia dla twardego elektoratu opozycji. Można się spodziewać, że wypowiedź Broniarza tylko wizerunek nauczycieli pogorszy.

W tej chwili strajk nauczycieli wydaje się nieunikniony. Oni sami chcą rozmawiać z premierem, a przecież bezpośrednie zaangażowanie szefa rządu na tym etapie nie wchodzi w grę.

Nauczyciele wiele ryzykują, chociaż wybrali dobry moment na strajk. Teraz rząd jest najbardziej wystawiony na argumenty związane ze skalą transferów społecznych. Trwa też kampania wyborcza, a wiosenne wybory będą kluczowe.

Jeśli jednak nauczyciele ustawią się w roli tych, którzy w imię własnych korzyści chcą szantażować dzieci, to ten strajk przegrają. A powtórki z 2007 roku nie będzie. Słowa szefa ZNP i polaryzacja wokół tematu sprawiają, że to nadzieje obozu władzy mogą się zmaterializować. I to mimo że po drugiej stronie jest minister Zalewska.

– Nie powinno dochodzić do takiego szantażu – mówił w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki. To komentarz do słów prezesa ZNP Sławomira Broniarza, który powiedział (później za to przeprosił) że nauczyciele mają „potężny oręż", jakim jest ocenianie i promocja uczniów. Słowa Broniarza to oczywisty prezent dla rządu PiS, ale premier Morawiecki i tak ma problem. W poniedziałek ruszyła na dużą skalę akcja promująca nową „piątkę" PiS. W każdym województwie ma odbyć się seria spotkań o nowych propozycjach dotyczących m.in. emerytur i 500+. Jednak od tygodni jednym z tematów jest strajk nauczycieli. Opozycja nie musi w tej sprawie wiele nawet robić i ma czas na dopięcie szczegółów swojej kampanii. PO projektuje krótką kampanię, na dwa miesiące. Do tego czasu – być może taka jest kalkulacja – będzie dominować temat oświaty. Teraz jest ważny, ale nie stał się jeszcze najważniejszy.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Edukacja
Warszawski Uniwersytet Medyczny nie wybierze rektora 23 kwietnia
Edukacja
Klucz odpowiedzi do arkusza Próbnej Matury z Chemii z Wydziałem Chemii UJ 2024
Edukacja
Próbna Matura z Chemii z Wydziałem Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego 2024
Edukacja
Sondaż: Co o rezygnacji z obowiązkowych prac domowych myślą Polacy?
Edukacja
Koniec obowiązkowych prac domowych. Prezes ZNP mówi: Za szybko