Dlaczego?
Dlatego, że od 4 marca nie wydarzyło się nic, co by wskazywało na to, że strona rządowa ma jakąkolwiek propozycję dla nas, nie pojawiły się żadne racjonalne, czy nawet nieracjonalne propozycje rozwiązania tego konfliktu. Natomiast jesteśmy zasypywani obelgami, inwektywami, przez potężną machinę propagandową, która ma na celu zdewaluowanie ZNP, mojej osoby i intencji tego strajku.
Podczas konferencji pani minister Anny Zalewskiej padło hasło „opamiętajcie się”. Opamiętacie się?
Sądzę, że pani minister raczej to hasło kieruje do swoich kolegów i koleżanek z rządu, opamiętajcie się nie stawiajcie sprawy na ostrzu noża, bo przeciwko waszej bierności, ministra finansów, premiera itd. - jest potężna grupa nauczycieli i pracowników, przy wsparciu rodziców, przy wsparciu samorządów, którzy mówią wyraźnie: „tak dalej być nie może”. Nie możemy tolerować sytuacji w której z jednej strony oczekujemy od nauczycieli coraz większego wysiłku i słusznie, a z drugiej strony mówimy - będziecie pracować za 1800zł. Momentem, który był najistotniejszy, albo jednym z bardziej istotnych w tym procesie narastania napięcia, było odrzucenie przez parlament poprawki PO, która zmierzała do zwiększenia budżetu na edukację o 4 miliardy. Za 3 dni pojawia się „sobota cudów” i pojawia się nagle 40 miliardów złotych. Skoro jednego dnia parlament, mówi nie stać nas na 4 miliardy, a 2 dni później prezes Kaczyński mówi „dajemy 40 miliardów”, to jest to sytuacja, która zadecydowała o naszej postawie.
Co się zmieniło w nauczycielach przez ostatnie lata, że dziś są gotowi strajkować i to jeszcze w sposób bardzo kontrowersyjny?
Nauczyciele nie są grupą, która jest skłonna do radykalnego stawiania sprawy, nie jest skłonna do radykalnych form walki o swoje prawa, o prawa edukacji, dlatego, że jesteśmy grupą nad która ciąży trochę takie romantyczne przesłanie o misji, posłannictwie. Z drugiej strony, to jest środowisko silnie sfeminizowane i jeżeli patrzymy na ten radykalizm, to jednak on po stronie mężczyzn jest zdecydowanie bardziej wyrazisty. To jest grupa, w tej chwili licząca prawie 700 tysięcy osób, ale zatomizowana na 30 tysięcy szkół, przedszkoli i innych placówek. Trudno jest ich w sposób radykalny poruszyć, to nie są górnicy, to nie są te zawody silnie męskie, które pierwiastek protestu mają zakodowany. Prawo oświatowe, ale także prawo o sporach zbiorowych mówi, że dla nas pracodawcą jest dyrektor, a w zasadzie szkoła i waży to na tym, że my mówimy: nie będziemy protestować przeciwko swojemu dyrektorowi. Będziemy żądać przecież podwyżek od dyrektora, który nie jest kreatorem budżetu... Ale coraz częściej od 2012 roku widzimy, że spadają nasze płace w relacji do PKB, spadają nasze płace w relacji do płacy minimalnej, jeszcze w roku 2012, wynagrodzenie nauczyciela, wynosiło mniej więcej 150% płacy minimalnej, dziś wynosi to 112-114%,. Ubożejemy. Pani minister mówi, że mamy miliardy, które wydajemy na edukację, tylko, że te miliardy nie przekładają się na wzrost pensji nauczyciela w sposób znaczący.