Strategia „na przeczekanie" nie powiodła się?
Niemcy zrozumiały, że nasz system polityczny jest stabilny, wybory społeczne trwałe, a legitymizacja rządu opiera się na mocnych podstawach. Zrozumiały także, że bez Polski nie można realizować poważnych projektów w Unii.
Będzie wreszcie porozumienie polityczne z Berlinem w sprawie praworządności, procedury z art. 7?
Trzymamy się prawa. Nie chcemy nadawać nadmiernej rangi czemuś, co na to nie zasługuje. Komisja Europejska rozpoczęła przeciw Polsce procedurę, która zakończyła się porażką, bo w Radzie UE nie ma wystarczającej większości państw, które uważają, że w Polsce rządy prawa są zagrożone. I teraz to jest problem Komisji, co z tym dalej zrobić. My z tego wyszliśmy obronną ręką.
Von der Leyen wycofa wniosek przeciw Polsce z Rady UE? Może pomoże w tym potwierdzenie, że Polska wypełni wszystkie orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu (TSUE) w tej dziedzinie?
Von der Leyen nie jest sama, są też inne państwa, jest też ciągle Timmermans, któremu trudno przyznać się do porażki. TSUE to zaś rzecz zupełnie odrębna. Jego wyroki zawsze trzeba było wypełniać, to jest bez związku z art. 7.
W poprzednim wywiadzie dla „Rz" duże echo wywołała pana propozycja ograniczenia do 5 lat „backstopu": okresu, w którym Irlandia Północna będzie trzymać się reguł jednolitego rynku po wyjściu kraju z Unii. Jest jeszcze jakiś sposób, aby uniknąć za 70 dni twardego brexitu?
Żałuję, że nie podjęto wtedy tego pomysłu. Wówczas wydawało się jednak, że realną alternatywą dla brexitu jest pozostanie Wielkiej Brytanii w Unii. Dziś widać, że to był błąd w kalkulacjach Brukseli. Rozmawiałem o tym z szefem irlandzkiej dyplomacji Simonem Coveneyem, wskazując, że wszystko jest w ich rękach i że mogą jeszcze wystąpić do Brukseli z wnioskiem o ograniczenie backstopu. Ale Irlandczycy mają problem z polityczną akceptacją tego pomysłu.
To może Jeremy Corbyn obali rząd Borisa Johnsona?
Obawiam się, że to nierealne, bo wyraźna większość Brytyjczyków chce brexitu, nawet twardego.
Francja, podobnie jak Wielka Brytania, 1 września 1939 r. nie przyszła Polsce z pomocą. Jaki byłby symboliczny wydźwięk tego, że prezydenta Francji i premiera Wielkiej Brytanii nie byłoby na obchodach 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej w Polsce?
Z niektórych państw nie przyjeżdżają liderzy ze względu na inne zobowiązania, co jest rzeczą normalną. Zarazem trudno nie dostrzec, że prezydent Macron zaraz po pacyfikacji protestów demokratycznych w Moskwie zaprasza prezydenta Putina i sam już teraz potwierdza, że poleci do Moskwy na rocznicę końca wojny 8 maja. My prowadzimy inną politykę, najpierw liczą się stosunki z krajami Unii Europejskiej, dalej z zachodnimi demokracjami, a dopiero na koniec – krajami autorytarnymi. A Francja widzi to inaczej, z czego należy sobie zdawać sprawę.
Polska mimo wszystko usiłuje utrzymać jakiś kontakt z Rosją. Spotkał się pan kilka miesięcy temu z Siergiejem Ławrowem w Helsinkach. Idą za tym jakieś dalsze pozytywne sygnały w naszych stosunkach z Rosją? Prezydent Putin będzie w Auschwitz w 75. rocznicę wyzwolenia obozu? Prezydent Duda i prezes Kaczyński będą mogli pojechać do Smoleńska w 10. rocznicę katastrofy?
Nie wyobrażam sobie, aby Rosja zablokowała przyjazd głowy państwa do Smoleńska. Nie wiemy, kto przyjedzie z Rosji do Auschwitz, gospodarzem jest Muzeum. Z pewnością nie chciałbym, aby Polska była postrzegana jako główny wróg Rosji, w szczególności biorąc pod uwagę politykę, jaką prowadzą Francja i inne kraje. Ale jednocześnie Rosja nie zmieniła swojej polityki wobec Ukrainy, wobec demokratycznej opozycji czy w sprawie umowy INF. Niestety, nie ma więc w naszych relacjach przełomu.
Także w sprawie wraku tupolewa? Ambasador Siergiej Andriejew powtarza, że Rosja go nie zwróci, dopóki Polska nie zakończy śledztwa w sprawie przyczyn katastrofy.
To nie jest odpowiedź, która nas satysfakcjonuje. Mamy więc blokadę.
W Warszawie będzie nowy prezydent Ukrainy. Zgodzi się na wznowienie ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej?
W tej sprawie dochodzą do nas pewne pozytywne sygnały. Chcielibyśmy wznowienia dialogu na tematy historyczne. Prezydent Zełenski, chcąc przełamać impas w Donbasie, widzi, że dotychczasowy format rozmów z udziałem tylko Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy nie powiódł się. Myśli o włączeniu nowych państw, USA i Wielkiej Brytanii. My to popieramy, większemu zaangażowaniu USA służyłyby też dostawy LNG, o których mówiłem.
„Le Monde" obawia się, że jeśli Matteo Salvini wygra wybory we Włoszech, dalsze istnienie Unii będzie zagrożone.
Nie sądzę, aby to spowodowało rozpad Unii. Włochy stały się bardziej asertywne w Unii, szczególnie gdy idzie o politykę migracyjną. Stanowisko Salviniego, żeby statki z emigrantami płynęły bezpośrednio do Marsylii, jeśli Francja chce je przyjąć, nie cieszy się we Francji poparciem. Wyroków demokracji nigdy nie powinno się podważać.
1 września przyjedzie do Warszawy szef MSZ Hiszpanii i przyszły szef unijnej dyplomacji Josep Borell. Zanosi się na bliższą współpracę niż z Federicą Mogherini?
– Borell to bardzo wytrawny dyplomata, mieliśmy już świetne rozmowy, będziemy go wspierać i będzie dla nas drugą – po przewodniczącej von der Leyen – najważniejszą osobą w Brukseli. Interesuje się naszą polityką wschodnią, czy wobec Bałkanów, my zaś często idziemy za wskazaniami Hiszpanii w polityce wobec Ameryki Łacińskiej i Afryki Północnej. W ubiegłym roku w czasie wizyty w Madrycie silnie wsparłem integralność terytorialną Hiszpanii, co spotkało się z dużą aprobatą.